Wspólnota Polska
historia
.wspolnotapolska.org.pl

Benedykt Dybowski

07.11.1833-31.01.1930

Benedykt Dybowski (1833 – 1930)


Benedykt Tadeusz Dybowski urodził się 12 maja 1833 r. w Adamarynie w powiecie mińskim, jako jedno z sześciorga dzieci Jana i Salomei z Przesieckich.. Jego dziadkowie ze strony matki dzierżawili ten folwark, a sama rodzina Dybowskich wywodziła się z Kujaw, ze wsi Dybów pod Toruniem. Benedykt pobierał początkowe nauki w domu, ucząc się od starszego rodzeństwa i korepetytora, ze szczególną miłością traktując przyrodoznawstwo. Po zdaniu egzaminu został przyjęty w 1848 r. do III klasy rządowego gimnazjum klasycznego w Mińsku. W roku 1853 zdał egzamin maturalny i wbrew opinii szlacheckiego środowiska wstąpił na Wydział Medyczny Uniwersytetu w Dorpacie (Tartu) studiować nauki lekarskie i przyrodnicze. W czasie studiów starał się dzielić czas pomiędzy medycynę i nauki przyrodnicze, korzystając z faktu, że wśród dorpackich wykładowców było wówczas wielu wybitnych przyrodników o europejskiej sławie. Pomimo doskonałych wyników w nauce, w maju 1857 r., na kilka miesięcy przed dyplomem został relegowany z uczelni pod zarzutem sekundowania w pojedynku. Studia kontynuował we Wrocławiu (1857 – 1858) i w Berlinie, gdzie w 1860 r. uzyskał stopień doktora medycyny i chirurgii. W Berlinie zapoznał się z wydaną właśnie w 1859r. rozprawą Karola Darwina „O powstaniu gatunków drogą doboru naturalnego”, stając się natychmiast gorącym zwolennikiem jego teorii. Wkrótce potem pojawił się ponownie w Dorpacie, chcąc na rosyjskim uniwersytecie nostryfikować niemiecki dyplom. Starania te uwieńczył powodzeniem przedstawiając na uniwersytecie dorpackim kolejną rozprawę doktorską z dziedziny ichtiologii. W 1862 r. przybył Dybowski do Warszawy, gdzie uzyskał stanowisko profesora zoologii i anatomii porównawczej w organizowanej właśnie Szkole Głównej Warszawskiej. Wykłady Dybowskiego cieszyły się ogromną popularnością, a objaśniana przez niego teoria ewolucji powodowała również ferment w sposobie myślenia studentów o problemach społecznych.
Po wybuchu powstania styczniowego Benedykt Dybowski został współpracownikiem Centralnego Komitetu Narodowego, a wkrótce potem komisarzem nadzwyczajnym do spraw Litwy i Rusi. Wiele podróżował kontaktując się z komisarzami ma Wołyniu i Ukrainie, udostępniał również salę wykładową i swoje prywatne mieszkanie przy ulicy Wareckiej na posiedzenia CKN. Ostatnią podróż w roli emisariusza powstania odbył jesienią 1863 r. do Pragi. Miał tam doprowadzić do ucieczki z austriackiego więzienia dyktatora powstania Mariana Langiewicza. Wobec wyraźnej sympatii Czechów do Rosji planu nie udało się zrealizować i Dybowski przez Wrocław powrócił do Warszawy. W lutym 1864 r. został aresztowany i osadzony w więzieniu na Pawiaku. Po kilku tygodniach przewieziono Dybowskiego wraz z aresztowanymi wkrótce po nim członkami Rządu Narodowego, do X pawilonu Cytadeli. Jego sprawę włączono do śledztwa przeciwko członkom Rządu Narodowego, co wkrótce zakończyło się oddaniem pod sąd wojenny i wyrokiem śmierci dla wszystkich trzynastu oskarżonych. Wyrok podlegał zatwierdzeniu przez namiestnika Teodora Berga. Dawni profesorowie Dybowskiego z Berlina i Dorpatu uzyskali wstawiennictwo kanclerza Bismarcka, co prawdopodobnie zaowocowało złagodzeniem wyroku. Ostatecznie Benedykt Dybowski został skazany na pozbawienie praw stanu i zesłanie do katorżniczych prac na 12 lat.
10 sierpnia 1864 r. rozpoczął w 50 osobowej grupie zesłańców swoją drogę na katorgę, której pierwszym etapem była podróż pociągiem do Petersburga. W Petersburgu nastąpiła przesiadka na pociąg do Moskwy, skąd po kilkudniowym wypoczynku przewieziono zesłańców do Niżnego Nowogrodu. Tu kończyła się linia kolejowa i dalszą drogę, ok. 4 tys. kilometrów, przez Kazań, Tobolsk, Tomsk, Krasnojarsk do Irkucka, należało odbyć pieszo lub kibitką. Dla Dybowskiego wycieńczonego długotrwałym śledztwem był to ogromny wysiłek, mimo że drogę do Tobolska przebył w kibitce. Poruszanie się tym pojazdem przysparzało więźniom niemało udręczeń, a bywało i niebezpieczne, zdarzało się bowiem, że podróżujący wypadali z kibitki doznając ciężkich potłuczeń lub złamań. Podróżowano niemal bez przerwy, bez ciepłych posiłków i szansy na wypoczynek. Prawdziwym wybawieniem okazał się dopiero Tobolsk, gdzie zarządzono kilkudniowy wypoczynek. Generał-gubernatorem okręgu tobolskiego był Polak Aleksander Despot-Zenowicz, który otaczał zesłańców szczególną troską staczając niekończące się boje z rosyjskimi urzędnikami. Pełne wdzięczności wspomnienia o jego działalności pojawiają się w dziesiątkach wspomnień zesłańców, którzy trafiali w okresie jego rządów do Tobolska.
Po kilku dniach załadowano zesłańców na podwody i konwój ruszył w dalszą drogę. Dla większej wygody Dybowski wraz z dwoma towarzyszami zakupił tarantas, jednak ze względu na wyjątkową mizerność koni znaczną część drogi do Irkucka przebył pieszo. Po czterech miesiącach wędrówki i przebyciu ok. 8 tysięcy kilometrów Dybowski dotarł w początkach grudnia do Irkucka. Tam skoszarowano zesłańców, razem z więźniami kryminalnymi, na wyspie w zamku zwanym „Tiuremnyj Zamok”. Dopiero po kilku tygodniach dzieki interwencji żyjących w Irkucku Polaków zesłańców politycznych oddzielono i osadzono w więzieniu „Kazionnaja Pałata”. Wkrótce po przybyciu do Irkucka Dybowskiemu udało się nawiązać kontakt z Ryszardem Maackiem, absolwentem uniwersytetu w Dorpacie, aktualnie dyrektorem syberyjskiego oddziału Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego. Myśląc już wtedy o poświęceniu czasu zesłania na badania naukowe Bajkału, usłyszał od Maacka, że projekt ten nie stwarza ciekawych perspektyw, ze względu na stwierdzoną przez ekspedycję Gustawa Raddego wyjątkową mizerność bajkalskiej fauny. Mack usilnie namawiał Dybowskiego na badania naukowe w Zabajkalu (Daurii), obiecując ewentualną pomoc. Blisko trzymiesięczne oczekiwanie na przydział miejsca zesłania wypełniło Dybowskiemu studiowanie literaturu dotyczącej syberyjskiej fauny. W międzyczasie dowiedział się, ża na Zabajkalu przebywają już znani mu z działalności konspiracyjnej w Kraku Wiktor Godlewski i Alfons Parvex, którzy amatorsko prowadzili badania ornitologiczne. Jeszcze w trakcie pobytu w irkuckiej Kazionnej Pałacie zdobył kilka okazów miejscowych ptaków wykazujących istotne różnice w porównaniu z ich europejskimi odpowiednikami. Spreparowane okazy wysłał Dybowski do kustosza warszawskiego Gabinetu Zoologicznego Władysława Taczanowskiego.
Wiosną 1865 r. władze carskie podjęły ostatecznie decyzję o miejscu ostatecznego zesłania i Dybowski został skierowany do zabajkalskiej wsi Siwakowa w okolicy Czyty. W czasie podróży saniami z Irkucka do Siwakowej konwój zatrzymał się na nocleg nad Bajkałem. Od miejscowego kupca Szyszyłowa uzyskał Dybowski wiele niezmiernie interesujących informacji o Bajkale, między innymi podważających wyniki badań ekspedycji Raddego odnośnie ubóstwa bajkalskiej fauny. Następnego dnia złożony z sań konwój przeprawiał się po lodzie przez zamarznięty Bajkał szlakiem wyznaczonym przez zatknięte w lodzie jodełki. Następny nocleg wypadł we wsi Gołustna, ciekawej ze względu na panujące tu religijne obyczaje związane ze św. Mikołajem.
„Wyszliśmy z Mitkiewiczem i Kietlińskim obejrzeć w cerkwi posąg, czyli statuę św. Mikołaja ”nierukotwornego”; jest to duży bałwan z kłody brzozowej wyciosany i wyrzeźbiony, mienią go cudotwórczym, składają mu obfite dary, za nie wywdzięcza się święty zsyłając wielkie błogosławieństwa na ofiarodawców. Sybiracy prawosławni i Buriaci wierzą święcie w cudotwórczość tego posągu. Jest to wyjątkowy wypadek, że duchowieństwo prawosławne uznało rzeźbę za przedmiot cudotwórczości, zwykle dla niego tylko obrazy malowane mogą posiadać tę własność. Duchowieństwo ma jednak na to wyjątkowe stanowisko statui rzeźbionej tę wymówkę, że ona nie jest dziełem rąk ludzkich, lecz wprost już gotowa zesłana z nieba została; taką przynajmniej jest opowieść o posągu św. Mikołaja Posolskiego, jego też stałą siedzibą jest monaster posolski, tylko na czas zimowy opuszcza on cerkiew w Posolsku i w uroczystej procesji towarzyszony tłumem wierzących Sybiraków i Buriatów przenoszony zostaje na zachodni brzeg jeziora do wsi Gołoustnej, tu bawi do wiosny, poczem wraca do swojej stałej siedziby. Te przesiedlenia statui św. Mikołaja odbywają się uroczyście procesjonalnie z chorągwiami i tłumem pobożnych. Oprócz tych periodycznych wędrówek, odbywa posąg jeszcze inne, letnie po Daurii. Mnisi zbierają podarki od ludności jak konie, bydło, owce, płótno, zboże, jaja, a wszystko to, jak dawniej bywało na Litwie z Bernardynami kwestującymi, wiozą przy pochodzie procesjonalnym; posąg ustawiony na ołtarzu przenośnym dźwigają odświętnie ubrane dziewczęta od wsi do wsi. Przy takich procesjach odbywają się prawdziwe bachanalje, gdzie mnisi rej wodzą, całe towarzystwo asystujące przy procesji bywa pijane, bijatyki i inne bezeceństwa mają tu miejsce. W czasie naszego pobytu w Darasuniu, byliśmy świadkami podróży św. Mikołaja, a zarazem scen gorszących towarzyszących stale tym bałwochwalczym procesjom.”
W Gołustnej poznał też Dybowski Buriatów. Co prawda ci akurat byli już pozbawieni większości elementów własnej kultury i stopniowo upodobniali się do Rosjan. Ciekawy jest pogląd Buriatek na urodę Polaków: ”Zapytane Buriatki, czy im podobają się Buriatki, odrzekły, że się nie podobają, bo mają twarze wąskie „jak sobaczyje mordy” a włosy jak „szołk”, czyli jak jedwab, a do tego oczy jak u sowy wyłupiaste”.
W dalszym ciągu podróży sanie zostały zamienione na dwukołowe arby, na tyle trzęsące i niewygodne, że Dybowski większość drogi odbył pieszo. Po przekroczeniu pasma Gór Jabłonowych karawana wjechał w dolinę rzeki Ingoty i po kilku dniach dotarła do Siwakowej. Siwakowa była wówczas dużą, dość zamożną wsią zamieszkałą głównie przez Kozaków. Zesłańców ulokowano w przeznaczonych na ten cel starych koszarach, w których warunki higieniczne były na tyle ciężkie, że udręczony przez pluskwy Dybowski wraz z trzema towarzyszami: Marianem Dubieckim, Stanisławem Kietlińskim i Józefem Rybickim, kupił od dawnych zesłańców niewielką ziemiankę pozwalającą na minimum wygody i w perspektywie zapewniającą możliwość prowadzenia pracy naukowej. Po kilkunastu dniach oczekiwania na przydział miejsca osiedlenia decyzją władz rosyjskich Dybowskiego wraz z Dubieckim i Kietlińskim pozostawiono w Siwakowej, gdzie mieli zostać zatrudnieni w przywięziennym gospodarstwie. Dybowskiemu jako lekarzowi współwięźniowie pozwalali na względnie swobodny rodzaj zajęcie, z czego korzystał wybierając najczęściej takie, które wiązały się z wyprawami na łąki lub do lasu, co pozwalało na prowadzenie badań przyrodniczych i pozyskiwanie okazów botanicznych i zoologicznych. Wkrótce przybył do Siwakowej, poznany już wcześniej w Dorpacie geolog Aleksander Czekanowski, który przyłączył się do prowadzonych badań. W ślad za nim pojawili się, przebywający już wcześniej na Zabajkalu Wiktor Godlewski i Alfons Pervex. Grupa zapalonych przyrodników spędzała czas razem na prowadzeniu działalności naukowej, trzymając się z dala od intryg, które jak zawsze ogarnęły społeczność polskich zesłańców. Dybowski starał się nakłaniać rodaków do życia w zgodzie, wstrzemięźliwości od alkoholu i kart, w których upatrywał źródła konfliktów i zawiści niszczących solidarność i lojalność grupy. Niestety jego starania, poza najbliższym otoczeniem amatorów przyrodników, większych skutków nie przyniosły, jednak dzięki niezłomnej postawie zyskał sobie szacunek i pewien posłuch, nie tylko wśród zesłańców, ale i między rosyjskimi urzędnikami. Najbliższych towarzyszy przekonał, że właśnie poświęcenie nauce pozwoli im na ocalenie godności i pozwoli przetrwać zesłanie bez zniszczenia charakteru, woli i moralności. W czasie podróży do pobliskiej Czyty Dybowski przedstawił tamtejszym Polakom pozostającym w carskiej służbie swoje plany odnośnie dalszych badań nad fauną wschodniej Syberii. Dzięki ich wstawiennictwu poznał żonę atamana Dittmara, gubernatora Zabajkala, a wkrótce, podejmując się leczenia rodzin miejscowych notabli, zdobył uznanie i potrzebną protekcję ze strony licznych miejscowych urzędników, oficerów i kupców. Należy dodać, że Dybowski, zgodnie z żelazną zasadą nie pobierał za swoje medyczne usługi wynagrodzenia. Ponieważ jego kuracje kończyły się sukcesem grono ludzi, na których wdzięczność mógł liczyć stale się powiększało. Od adiutanta atamana Dietmara, a zarazem swego dalekiego krewnego, kapitana kozaków syberyjskich Bronisława Sławińskiego, dowiedział się, że zgodnie z decyzją generał-gubernatora Wschodniej Syberii Korsakowa, przygotowano projekty zatrudnienia zesłańców. Wśród przewidzianych prac znalazło się „… wybudowanie zakładu kąpielowego na wodach mineralnych w dolinie Darasunia, około rzeki Tury, wpadającej do Ingoty. […] Każdy, kto wybuduje domek będzie mógł na lato wynajmować jego część zjeżdżającym się tam licznie chorym, lub też przyjeżdżającym na wypoczynek rodzinom kupców i urzedników. Okolica wód Darsuńskich ma być piękna i cieszy się opinią bardzo zdrowej miejscowości. Dolina nie jest zajęta przez mieszkańców miejscowych, kto z więźniów będzie sobie życzył, może się zajmować hodowlą bydła lub też uprawą roli. Robót przymusowych nie będzie; ci co zechcą pozostać „na osiedleniu” na miejscu zostaną zaliczeni do obywateli wsi zabajkalskich. Protektorzy zachęcali Dybowskiego do wyboru tego właśnie miejsca osiedlenia obiecując pomoc w uzyskani skierowania. Kierując się nadzieją na możność podjęcia intensywnych badań naukowych nad fauną Zabajkala, Dybowski zgłosił siebie wraz z Aleksandrem Czekanowskim, Mikołajem Hartungiem, Wiktorem Godlewskim i Alfonsem Pervexem do prac w Darasuniu. Jesienią 1865 r. ochotnicy do zagospodarowywania uzdrowiska zostali ( z wyjątkiem Hartunga) przeniesieni do Czyty. Jako protegowani atamana zostali umieszczeni nie w więzieniu, a w oddzielnej izdebce na wartowni. Wkrótce, wobec przedłużającego się pobytu w Czycie i rosnącej liczby pacjentów, Dybowskiemu zezwolono na samodzielne wyjścia do miasta, bez konwojującego kozaka. Podczas inspekcji guberni czytnieńskiej przez generał-gubernatora Korsakowa, Dybowski został wezwany do pałacu atamana i tam miał możność przedstawienia swoich planów naukowych. Korsakow z uwagą i nie bez życzliwości wysłuchał relacji i wyraził zgodę na bezpłatny transport pozyskanych okazów do Gabinetu Zoologicznego w Warszawie. Na zakończenie, żegnając się podał rękę zesłańcowi po czym kazał wyprowadzić go głównym wyjściem i odwieźć powozem. Było to tak niesłychane zachowanie, że szacunek miejscowych oficjeli dla Dybowskiego został ostatecznie ugruntowany. Latem 1866 r. życzliwość generał-gubernatora przyniosła owoce. Dybowski, wraz z 33 zesłańcami został skierowany do Darasunia, gdzie miał pełnić funkcję organizatora i lekarza uzdrowiska. Przed wyjazdem z Czyty okazało się, że wdzięczni, anonimowi pacjenci ufundowali wyposażenie na zagospodarowanie w nowym miejscu. Na miejscu okazało się, że kąpielisko składa się ledwie z trzech drewnianych domów, z których jeden zajęli wspólnie Dybowski, Godlewski, Czekanowski i Pervex. Zabiedzona wieś Darasuń, leżąca nieopodal liczyła ledwie sześć gospodarstw. Centrum całej okolicy zwanej Stepem Agińskim stanowiła duża zamożna wieś Balzyna. Już w pierwszych dniach pobytu w nowym miejscu Dybowski miał okazję przysłużyć się mieszkańcom okolicy sztuką lekarską. Pomogło to szybko przełamać pierwsze lody i w przyszłości często owocowało życzliwością i pomocą Sybiraków i Buriatów. Pozyskawszy zaufanie władz wyzbytym wszelkiej prywaty postępowaniem otrzymał możliwość swobodnego podróżowania po całej okolicy. Dzięki temu, oraz przyznanemu już w Czycie prawu do posiadania broni myśliwskiej mógł rozpocząć intensywną pracę badawczą. Przedmiotem jej była przede wszystkim przyroda ożywiona Zabajkala, w szczególności ptaki i ryby. Pozyskane przez badaczy okazy były mierzone, ważone preparowane i wysyłane do Warszawy, gdzie kierujący Gabinetem Zoologicznym Taczanowski zajmował się dalszą publikacją w literaturze naukowej. Dzięki temu Dybowski pozyskiwał coraz większą sławę w kręgach europejskich uczonych biologów, równocześnie zyskując sobie znaczne poważanie ze strony władz Cesarskiego Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego. Dla prac badawczych wykorzystywał częste i niejednokrotnie długie wyjazdy do Chorych. Ponadto organizował wspólnie z przyjaciółmi nawet kilkutygodniowe wyprawy badawcze w Góry Jabłonowe, Góry Ałchanajskie, doliny rzek Ononu i Ingoty. Badania nad fauną Zabajkala przyniosły też wkrótce owoce w postaci publikacji naukowych samego Dybowskiego w naukowych periodykach niemieckich. W trakcie podróży Dybowski dokonywał również licznych obserwacji o charakterze etnograficznym. W czasie jednej z wypraw na Stepy Agińskie poznał Tumura, Buriata z arystokratycznego rodu, który stał się jego przewodnikiem po buriackim świecie. Darzył Buriatów wielką sympatią, niejednokrotnie na łamach pamiętników ubolewał nad niszczącym ich kulturę pijaństwie, krytykował wykorzystywanie, tak przez rosyjską administrację, jak i przez lamów. „Nastał period rusyfikacji i oprawosławniania period inicjowany przez człowieka, który nie wiedział, że Korejczycy nie są Korelczykami, że kraj Ussuryjski nie jes Asyryjskim, że jedwab jest produktem zwierzęcym a nie roślinnym, że Lamaici nie stanowią sekty Rosji prawosławnej, słowem przez osobistość, która nie miała nawet najbardziej elementarnych podstaw wykształcenia”. (o następcy gubernatora czytnieńskiego atamana Dietmara, Sienielnikowie). We wspomnianych pamiętnikach zawarł wiele obserwacji dotyczących kultury materialnej i duchowej, notowanych zapewne na gorąco w trakcie wypraw. Notatki zawierają również wiele materiału leksykalnego.
Opisy Dybowskiego, aczkolwiek nie wyszły z pod pióra etnografa, znamionuje naukowa rzetelność i precyzja obserwacji.
„… jakoż przejechawszy parę kilometrów drogi spostrzegłem pasące się bydło, tudzież kilka niewielkich stożków siana, ogrodzonych i tuż zaraz nad rzeczką, pomiędzy rzadko rosnącemi drzewkami, trzy jurty buriackie, (Gyr Jurta). Psy uwiązane na łańcuchach zaczęły ujadać. Z jurt wyszło kilka osób, podjechaliśmy do nich witając wyrazami „Myncu ta Myncu”. Pomiędzy spotykającymi nas osobami był i Tumur. Gdy zsiedliśmy z koni, wzięto i zaprowadzono je pod słupy, gdzie uwiązano, zdjęto juki, a nas przybyłych zaproszono do jurty; wszedłem przez drzwi filigranowe, niskie (Chałga drzwi) przykryte zewnątrz wojłokową zasłoną (Udyn zasłona). Jurty agińskich Buriatów są okrągłe, wojłokowe, rusztowanie jurty jest drewniane, zewnątrz pokryte wojłokiem grubym, rusztowanie ładnie wyrobione, składa się z następujących częśći: 1) Kratki drewniane ruchome, rzemieniem wiązane (chana,) one tworzą koło ściśle określone, wysokość kratek wynosi przeszło metr, stanowią podstawę jurty, na nich opiera się pułap (Unia). 2) Pułap złożony jest z cienkich tyczek końcem dolnym opierają się one na kratkach, do których są umocowane rzemieniami, górnym zaś końcem cieńszym utwierdzone są do Koła (Tono, Turukun, Tarharga). 3) Koło stanowi jednocześnieokno i dymnik, jego średnica jest od 3 – 4 razy mniejsza od średnicy koła jurty samej, Tyczki pułapu są u koła gęsto umieszczone, o 3-4 razy gęściej u koła niż u kratek;stanowią one jakby promienie biegnące od środka na obwód. Koło stoi wyżej od kratek na 2 – 3 metrów. Wiązania kratek do pułapu i tego do koła, są tak uskutecznione, że rusztowanie stoi mocno, tworząc zgrabną całość, prawidłową. Kratki i pułap są pokryte wojłokiem (Hygi – wojłok). Koło pozostaje we dnie odkryte, na noc zaciąga się kawałkiem wojłoka, zwanego „Urguk”, ten urguj jest mocno przytwierdzony do cienkiej tyki zwanej „Bachana”, owa tyka ukośnie pochylona, stoi na zewnątrz od ogniska u wejścia do jurty. U dołu jurty na zewnątrz po wojłoku, obiega ją dokoła i mocno uciska jakby obręczą silny i gruby powróz rzemienny zwany „Kajakczy”, on stanowi potężną ostoję całego budynku. […]Wewnątrz jurty, której drzwi (Chałga) są zwykle zwrócone zimą na południe, latem na północ, środek zajmuje ognisko, na nim stale utrzymuje się żae, ażeby w każdej chwili można było rozniecić ogień. Ognisko jest nieco zagłębione w ziemi spoczywa na płytach łupkowych (gał-ogień). Nad ogniskiem stoi trójnóg (Tobaga), na nim kocioł (czuchunny togon0 , duzy ale nie głęboki. Naprzeciwki drzwi, za ogniskiem stoi tapczan (czyry) dosyć szeroki, lecz niski, pokryty wojłokiem, to jest miejsce gospodarza jurty, na lewo od tapczana ustawiony ołtarz, w najprostszej swej formie, jestto niski stoliczek wyższy od tapczana, czarno malowany, na nim bywają ustawione rzędem rodzaj kieliszków metalowych błyszczących, każdy kieliszek wypełniony jest jakąś ofiarną daniną: masło topione, twarog (arsa), sól (dabasun) itd. Przed kieliszkami widziałem często stojącetrociczki wonne, po zapaleniu dymiące kadzidłem miłem Bogom. Ołtarz nazywają „tapczanem Bogów” (borchone czyry). Na prawo od tapczana gospodarza stoi zwykle skrzynka, rodzaj kuferka (chojosak). Na prawo od ogniska mieści się tapczan, taki sam jak gospodarski pokryty wojłokiem z poduszkami płaskiemi skórzanemi, na nim siedzą niewiasty. Na lewo od ogniska rozesłany wojłok wprost na ziemi, tapczana tu niema, lecz tylko poduszki. To miejsce służy dla gości”.
Oburzenie Dybowskiego wywołały obyczaje pogrzebowe Buriatów, na których żerowali lamowie. Mimo całej rzetelności badacza, życzliwości dla Buriatów i ich kultury, pewnych jej elementów, nie próbował i zapewne nie mógł zrozumieć, umieścić w szerszym kontekście. Postrzegając zewnętrzną wizualną warstwę niektórych zachowań, budzących niesmak cywilizowanego europejczyka, potępiał je z całą mocą. „Najdziwaczniejszy był zwyczaj wyrzucania trupów umarłych na step, miejsce gdzie miał być wyrzucony trup oznaczali lamowie; jednych wywożono na step, innych wrzucano do jarów głębokich. Psy, wilki, kruki, wrony rozszarpywały trupy. Zbierając czaszki Buriatów dla muzeum w Irkucku, a dowiedziawszy się, że świeży trup został wywieziony na step, śpieszyłem tam, ażeby ocalić czaszkę, lecz zwykle już po pierwszym dniu pobytu trupa na stepie znajdywałem czaszkę, oderwaną od tułowia i ogryzioną, po większej części zepsutą.Dzieci umarłe wywożono najczęściej w skrzynce drewnianej i stawiano ją na stepie, wszakże to nie ochraniało trupa od psów i wilków. Poznawszy oszustwa lamów i ich straszne wyzyski w sprawie pogrzebów i modłów nad umarłymi, przedstawiłem władzy projekt grzebania umarłych na miejscach wyznaczonych, ogrodzonych, jakiemi powinny być cmentarze burjackie. Ataman Dietmar obiecał doprowadzić projekt ten do skutku, uzyskawszy aprobatę władz rządowych, nie wiem czy został uskuteczniony ów projekt grzebania umarłych”.
Aktywność eksploratorską Dybowskiego i jego przyjaciół ograniczyło nieco powstanie zesłańców nad Bajkałem (1865-1866). Represyjne zarządzenie władz nakazywało wszystkich Polaków na Zabajkalu zakuć w kajdany i stopniowo przenosić do więzień guberni irkuckiej. Dzięki życzliwości atamana Dietmara i jego żony tych drakońskich środków nie zastosowano wobec Dybowskiego i jego przyjaciół, jednak dawna swoboda poruszania musiał zostać ograniczona.
Równolegle z pracami badawczymi na Dybowskim ciążyły obowiązki osoby odpowiedzialnej za rozwój i zagospodarowanie uzdrowiska. Rozbudowano łazienki, powstały domki dla kuracjuszy, wiele czasu poświęcano również na zorganizowanie czasu wolnego przybywających gości. Jednak jedyną prawdziwą pasją pozostawała dla Dybowskiego nauka. Postawy jego w tej materii nie podzieleli niestety towarzysze. Pervex wkrótce wystarał się o zwolnienie z zesłania i wyjechał do Szwajcarii, Czekanowski skonfliktowany z innymi wyprowadził się na wieś, pozostał jedynie Godlewski, coraz więcej czasu poświęcający na prace budowlane w uzdrowisku. Stopniowo zmieniało się również nastawienie władz do zesłańców na Zabajkalu. Anulowano poprzednie obietnice swobodnego osiedlenia po upływie kary i wszystkich Polaków postanowiono przenieść do guberni irkuckiej o Jakucji. W ostatniej grupie ewakuowanych zesłańców był również Dybowski. Późną jesienią 1868 r. został przewieziony do więzienia w Irkucku. W Irkucku podjął starania o uzyskanie zezwolenia na osiedlenie się we wsi Kułtuk nad Bajkałem. Zamysł ten wiązał się z nadzieją na realizację powziętego już wcześniej zamiaru przeprowadzenia gruntownych badań fauny Bajkału. Ostatecznie dzięki wstawiennictwu licznych życzliwych osób, tak Polaków jak i Rosjan, uzyskał Dybowski, wraz z Godlewskim i pozyskanym do współpracy Władysławem Księżopolskim, zwolnienie z katorgi i zgodę na osiedlenie pod nadzorem policji w Kułtuku. Ze względu na panujące wśród rosyjskich badaczy przekonanie o szczególnym ubóstwie fauny Bajkału nie udało się pozyskać pomocy Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego w finansowaniu zaplanowanych badań. W końcu grudnia, zdobywszy niezbędne wyposażenie za pożyczone pieniądze, trójka badaczy dotarła do Kułtuka. Prowadzone w wyjątkowo trudnych warunkach badania przyniosły wkrótce potwierdzenie przekonania Dybowskiego o bogactwie i oryginalności zwierzęcego świata Bajkału. Wszystkie niezbędne przybory do prowadzenia badań zesłańcy wykonywali sami. Wielokilometrowe liny, sieci, wędki, sondy, czerpaki i inne transportowali w drewnianym szałasie na płozach, który zapewniał minimum ciepła w 40 stopniowych mrozach panujących na zamarzniętym jeziorze. Znaleziono, żyjące na wielkich głębokościach liczne gatunki skorupiaków, ryby głębinowe, mięczaki zaskakujące nie tylko gatunkową różnorodnością, ale i odrębnością od znanej fauny innych słodkowodnych zbiorników. Pozyskane okazy zwierzęt, próbki wody, mułu i skał wysyłano do Warszawy, Petersburga i Irkucka. Prowadzona przez dyrektora Gabinetu Zoologicznego w Warszawie Taczanowskiego sprzedaż dubletów do innych muzeów pozwalała na zaspokojenie najniezbędniejszych potrzeb zesłańców. Wiosną, po zejściu lodów Dybowski i jego towarzysze polowali na ptaki, które następnie preparowali i odsyłali wraz z wyczerpującymi opisami do warszawy.
Latem 1869 r. zaproponowano Dybowskiemu udział w charakterze lekarza i przyrodnika w specjalnej carskiej komisji, która udawała się w podróż rzekami Amurem i Ussuri aż do Morza Japońskiego. W kierowanej przez gen. Skołkowa wyprawie brał również udział słynny już wówczas podróżnik Mikołaj Przewalski. Wyprawa wyruszyła z Irkucka na początku lipca 1869 r. Trasa wyprawy wiodła północną granicą Mongolii i Amurem do Mikołajewska, ku brzegom Morza Ochockiego. Dalej, przez Sachalin do Władywostoku i dalej rzekami Ussuri, Amurem, Szyłką i przez Bajkał na powrót do Irkucka. Wyprawa zakończyła się w połowie grudnia 1869 przynosząc Dybowskiemu wiele materiałów do badań oraz cenne doświadczenie, które wykorzysta w kolejnych wyprawach. Następne dwa i pół roku to dalszy ciąg intensywnych badań Bajkału, które przyniosły owoce w postaci naukowych opracowań dotyczących bajkalskiej fauny, niezwykłej ryby gołomianki, ryb Amuru i Ononu. Dybowski przygotował również sprawozdanie dla Rosyjskiego towarzystwa geograficznego, podsumowujące jego badania w Siwakowej, Darasuniu i Kułtuku.
W 1872 r. dzięki wstawiennictwu gen. Skołkowa uzyskał Dybowski zezwolenie na badania przyrodnicze na Dalekim Wschodzie. W wyprawie wzięli również udział Godlewski i Michał Jankowski. Na bazę wybrano stanicę Stary Curuchajtuj nad chińską granicą. Pobyt okazał się bardzo udany, a w poszukiwaniu okazów zwierzyny zapuszczano się niejednokrotnie na terytorium chińskie. Zdobyte i wypreparowane okazy zostały odesłane do Irkucka i Warszawy. W trakcie pobytu w Starym  Curuchajtuju zrodził się pomysł, aby na własnoręcznie wykonanej łodzi spłynąć Amurem i po zbadaniu jego brzegów oraz dorzecza Ussuri dotrzeć do Morza Japońskiego. Wyprawa „Nadzieją”, bo tak nazwali swoją łódź, rozpoczęła się w sierpniu 1873 r. Początkowo płynęli dopływem Amuru Arguniem. Do samego Amuru dotarli z początkiem września, a po sześciu tygodniach podróży osiągnęli Błagowieszczeńsk, stolicę Kraju Amurskiego. Stamtąd płynęli dalej do Chabarowska na pokładzie parowca, który wziął na hol „Nadzieję”. Zimową bazę założyli w stanicy kozackiej Kozakiewiczewoj. Zimowe polowania w ussuryjskiej tajdze przynosiły wspaniałe trofea, które wysyłano w skrzyniach do Warszawy. W trakcie pobytu w stanicy opuścił badaczy Jankowski, a ponieważ Godlewskiego stale nękały choroby, Dybowski postanowił dotrzeć jak najszybciej na wybrzeże. Po pełnej przygód i niespodziewanych przeszkód podróży dotarli do Władywostoku, gdzie Godlewski szybko wrócił do zdrowia. Dybowski żywił nadzieję na przeprowadzenie badań Morza Japońskiego, jednak wobec niechęci komendanta portu Władywostok musiał porzucić ten zamiar. Zamiast tego podróżnicy zwiedzili wyspę Askold. Zimę 1874/1875 spędzili w niewielkim drewnianym domku położonym na brzegu zatoki Piotra Wielkiego. Pobyt w tym miejscu przedłużył się aż do sierpnia 1875 r.  Wobec braku współpracy i zrozumienia ze strony rosyjskich władz wojskowych Dybowski zdecydował o powrocie do Irkucka, gdzie dotarł jesienią tegoż roku. Podróż po Dalekim Wschodzie przyniosła plony w postaci cennych zbiorów, ssaków, ptaków ryb, mięczaków, skorupiaków i roślin. Do najciekawszych osiągnięć można zaliczyć odkrycie nowego gatunku jelenia, stwierdzenie istotnych różnic między tygrysem bengalskim a ussuryjskim, oraz potwierdzenie że fauna Bajkału w istotny sposób różni się od fauny dalekowschodniej. Po powrocie do Irkucka Dybowski kontynuował wraz z Godlewskim badania Bajkału i jego okolic. Zorganizowali między innymi dwie ekspedycje w góry Chamar-Daban. Przeprowadzone zostały ponadto prace nad porównaniem fauny Bajkału i wszystkich okolicznych jezior. Wykazały one całkowitą odrębność świata zwierzęcego Bajkału. Wówczas również zamknął Dybowski ostatecznie badania nad niezwykłą bajkalską rybą gołomianką. Jej niezwykły cykl rozrodczy stanowił do tej pory tajemnicę dla badaczy i był źródłem wielu fantastycznych hipotez. W uznaniu wielkich zasług dla nauki otrzymał Dybowski w 1876 r. członkostwo i złoty medal irkuckiego oddziału Cesarskiego Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego, a w roku następnym członkostwo instancji nadrzędnej Towarzystwa z siedzibą w Petersburgu.
W czerwcu 1877 r. Benedykt Dybowski i Wiktor Godlewski otrzymali zapowiadane już wcześniej ułaskawienie i przywrócenie tytułów naukowych.
Dybowski wracał do kraju pełen planów badawczych na przyszłość, pewien, że wkrótce powróci na Syberię dla kontynuacji rozpoczętych prac. Szczególnie myślał o zorganizowaniu wyprawy na Kamczatkę, która mogłaby pomóc w wyjaśnieniu tajemnicy pochodzenia fauny bajkalskiej.
Po 12 latach zesłania Benedykt Dybowski powrócił do Warszawy witany z entuzjazmem przez społeczeństwo świadome jego osiągnięć dzięki relacjom, jakie ukazywały się w prasie. Wkrótce okazało się jednak, że dla badacza brakuje pracy odpowiadającej jego kwalifikacjom. Nie powiodły się próby pozyskania katedry na Uniwersytecie Lwowskim. Katedra w Krakowie była obsadzona, zaś Cesarski Uniwersytet w Warszawie przechodził właśnie intensywną rusyfikację i dla Polaka nie było tam miejsca. Rozczarowany również zmianami jakie zastał w Warszawie, nowym, głodnym awansu i konsumpcji społeczeństwem postanowił powrócić na Syberię.  Dzięki poparciu znajomych uczonych i gen. Skałkowa Dybowski uzyskał w listopadzie 1878 r. stanowisko lekarza rządowego na Kamczatce i Wyspach Komandorskich. Stałą  siedzibą miał być Pietropawłowsk. Kontrakt opiewał na trzy lata, jednak podobno żaden z poprzedników tak długo na Kamczatce nie wytrzymał. Przyjaciele i współpracownicy warszawscy zadbali o cały niezbędny do badań naukowych ekwipunek, a także o towarzystwo w osobie Jana Kalinowskiego, ledwie 17-letniego młodzieńca – świetnego tropiciela i strzelca. 27 grudnia 1878 r. rozpoczęła się, tym razem dobrowolna, podróż na Daleki Wschód. Przez Petersburg i Moskwę 13 stycznia 1879 dotarli do Niżnego Nowogrodu, gdzie nadal kończyła się linia kolejowa. Dalej droga wiodła saniami do Irkucka, dokąd dotarli po wielu perypetiach 19 lutego. W Irkucku przeżył Dybowski poważny zawód, dotąd bowiem liczył na udział w kamczackiej wyprawie Czerskiego, Księżpolskiego i Hartunga, z którymi wspólnie układał, jeszcze niedawno, plan ekspedycji. W nowej sytuacj plany szeroko zakrojonych badań naukowych musiały zostać znacznie zredukowane. Po ponad miesięcznym pobycie w Irkucku Dybowski dotarł do Stretieńska nad Szyłką. Stąd dalsza podróż na pokładzie parostatków „Ingoda” i „Sungacza” przebiegała Szyłką, Amurem i Ussuri, aż do jeziora Chanka. Stąd końmi, łodziami i znowu parowcem aż do Władywostoku , do którego dotarli ostatecznie 10 czerwca 1879 r. Dwa tygodnie później parowcem „Kurier” przez Morze Japońskie i Ochockie, z postojem na Sachalinie, wyruszyli na Kamczatkę, gdzie po 6 miesiącach podróży dotarli 5 lipca 1879 r. W chwili gdy Dybowski przybył na Kamczatkę była to kraina dzika i pozbawiona całkowicie cywilizacyjnych udogodnień. Półwysep zamieszkiwała ludność rdzenna: Kamczadale, Koriacy i plemię koczowniczych Lamutów. Ludność ta utrzymywała się z myślistwa i hodowli reniferów. Ponadto rząd rosyjski przesiedlił na Kamczatkę resztkę ludu Aleutów, autochtonicznych mieszkańców Wysp Aleuckich, pozostawiając ich na wybrzeżu bez żadnych środków do życia. Oprócz ludności miejscowej była też grupa osadników, Kozaków, kupców i urzędników. Wszyscy oni w niezwykle drapieżny sposób eksploatowali tubylców, przede wszystkim domagając się skór zwierzęcych i cennych futer pozyskiwanych za niewspółmiernie niską cenę. Rosjanie zawlekli również na Kamczatkę alkoholizm i choroby weneryczne dziesiątkujące ludność tubylczą.
Dybowski traktował Pietropawłowsk jedynie jako bazę wypadową tak dfla badań naukowych, jak i dla praktyki lekarskiej. W ciągu niemal pięciu lat pobytu bezustannie przemierzał półwysep: konno, psim zaprzęgiem, renami, łodziami czy statkiem. Odwiedzając osady tubylców i lecząc ludzi jednocześnie, z pomocą Jana Kalinowskiego, gromadził okazy fauny kamczackiej do swej kolekcji. Zbierał również materiały etnograficzne i językoznawcze. W 1879 r. odwiedził również cieszące się złą sławą Wyspy Komandorskie. Poruszony nędzą żyjących na Wyspie Beringa Aleutów doprowadził do przewiezienia na tę wyspę z Kamczatki stada reniferów, które w krótkim czasie potężnie się rozrodziło przynosząc tubylcom wiele korzyści. Wiele lat później Aleuci wspominali Dybowskiego jako „Dobrego Białego Boga”, który ocalił ich od śmierci głodowej. W trakcie pobytu na Kamczatce Dybowski zgromadził poważne zbiory zoologiczne, które zasiliły później warszawski Gabinet Zoologiczny. Jego szczególne zainteresowanie budziła wybita niemal doszczętnie wydra morska, której skórę udało mu się przesłać do Warszawy, oraz krowa morska, niegdyś bogactwo tutejszych wód, na skutek rabunkowych, barbarzyńskich polowań wytępiona całkowicie pod koniec XVIII wieku. Niestety marzenia o zdobyciu kompletnego szkieletu nie udało się spełnić, Dybowski pozyskał jednak kilka czaszek i znaczną liczbę kości.
Pobyt na Kamczatce zakończył się w lecie 1883 r. Pełna zaangażowania działalność Dybowskiego na Kamczatce przyniosła mu uznanie ze strony władz rosyjskich (otrzymał rangę radcy stanu i order św. Stanisława) i wielką miłość tubylców, którzy jego pobyt na wyspie szybko przenieśli w wymiary niemal mitycznego wydarzenia. Liczne zbiory przyrodnicze i etnograficzne trafiły do muzeów w Warszawie, Krakowie i Lwowie, a owocem literackim pobytu, obok specjalistycznych artykułów w prasie fachowej, były książki „O Syberii i Kamczatce” (1912) oraz „Wyspy Komandorskie” (1885).
Po powrocie z Kamczatki Benedykt Dybowski objął katedrę zoologii na Uniwersytecie Lwowskim. Wcześniej odrzucił podobne propozycje z Uniwersytety w Petersburgu i Tomsku.  Na lwowskiej uczelni pracował z wielkim zapałem oddając się pracy dydaktycznej i pomnażając zbiory muzeum zoologicznego, któremu przekazał znaczną część swoich zbiorów. W 1903 r. z okazji uroczystego jubileuszu 45-lecia pracy naukowej Kamczadałowie przesłali na jego ręce upragniony szkielet krowy morskiej, który uczony przekazał uniwersytetowi. W 1906 r. przeszedł na emeryturę i rozpoczął przygotowania do kolejnej wyprawy nad Bajkał. Przygotowania te przerwał wybuch I wojny światowej. W trakcie wojny i potem, aż do śmierci wiele czasu i energii poświęcił na porządkowanie zbiorów naukowych. Zmarł we Lwowie 31 stycznia 1930 r. i został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim.