Wspólnota Polska
historia
.wspolnotapolska.org.pl

św. Stanisław ze Szczepanowa, biskup i męczennik

19.02.1030-08.05.2013

Zachowane źródła, na podstawie których możemy podjąć próbę odtworzenia historii życia i działalności świętego są liczne lecz sprzeczne i niedokładne. Nie znamy daty urodzin św. Stanisława, na podstawie pośrednich danych można domniemywać że przyszedł na świat ok. roku 1030. Napisany przez Wincentego z Kielc ok. 1240r. żywot daje wskazówki co do rodzinnej miejscowości świętego. "Święty Stanisław tedy, jak wspominają roczniki książąt polskich i pisane dzieje, był z rodu Polakiem i pochodził z ziemi krakowskiej. O jego rodzicach i o ich imionach dlatego nie znajdzie się wzmianki w tym dziele, ponieważ dawność tych czasów, karmicielka niedbałości, a matka niewdzięczności pogrążyła je w zapomnieniu. Żyją jednak do dziś w Rabie i w Szczepanowie rycerze szlachetnego rodu, którzy twierdzą, że są dziedzicami i prawowitymi następcami św. Stanisława i przodków jego. A we wspomnianej wsi Szczepanowie nasypy ziemne i dobrze widoczne fundamenty wciąż jeszcze wskazują, gdzie wznosił się ongiś dom św. Stanisława".(Wincenty z Kielc. Żywot mniejszy św. Stanisława. Przekł. Janina Pleziowa)
Według tej relacji św. Stanisław wywodził się z rycerskiego rodu Turzynów osiadłych od dawna we wsiach Raba i Szczepanów k. Bochni. Co do dalszych jego losów to możliwe są tylko bardziej lub mniej prawdopodobne przypuszczenia. Nauki pobierał zapewne w katedralnych szkołach w Polsce i być może w opactwie tynieckim. Najprawdopodobniej przebywał potem za granicą gdzie w dalszym ciągu kształcił się, w sławnych szkołach w Leodium w Belgii (Liege) i w Paryżu. Około roku 1060, prawdopodobnie za granicą, otrzymał święcenia kapłańskie. Kiedy powrócił do Polski biskup krakowski Lambert uczynił go kanonikiem katedry krakowskiej, zaś po śmierci Lamberta w roku 1070 został wybrany biskupem krakowskim. Król Bolesław Śmiały i papież Aleksander zatwierdzili wybór w 1072r. O duszpasterskiej działalności biskupa również wiadomo niewiele. Popierał reformy w Kościele wprowadzane przez papieża Grzegorza VII, działając na tym polu wspólnie z królem Bolesławem Śmiały. Żywoty św. Stanisława wspominają z tych czasów cudowne wydarzenie, które miało miejsce w związku z procesem sądowym, jaki toczył się przed królewskim trybunałem. Zdarzyło się, że św. Stanisław , chcąc powiększyć majątek katedry krakowskiej, kupił od rycerza Piotra wieś nad Wisłą zwaną Piotrawin. W kilka lat po śmierci rycerza, jego spadkobiercy zakwestionowali legalność zakupu i oskarżyli biskupa przed królem o bezprawne zawłaszczenie wsi. Świadkowie transakcji, widząc rosnącą niechęć króla do św. Stanisława, nie przybyli na proces, wydawało się więc, że sprawa jest przegrana. W dniu ogłoszenia królewskiego wyroku św. Stanisław, w obecności Bolesława Śmiałego i jego dworu, odprawił w Piotrawinie mszę św. podczas której wezwał na świadka zmarłego rycerza Piotra. "I od razu przy wszystkich Piotr podniósł się, a biskup podał mu rękę, pomógł wyjść z grobu i poprowadził w krąg rady." Rycerz potwierdził prawdziwość słów św. Stanisława i napomniał krewnych i świadków transakcji, aby czynili pokutę bowiem w przeciwnym razie spotka ich sroga kara. Postawiony przed takim dowodem król musiał wydać sprawiedliwy wyrok, jednak jego niechęć do biskupa krakowskiego jeszcze się pogłębiła. Wkrótce potem drogi króla i biskupa rozeszły się gwałtownie. Rozgorzał konflikt, który zakończył się śmiercią św. Stanisława. Zachowane do naszych czasów relacje, mówiące o przyczynach tej tragedii są sprzeczne. Uchodzący przez lata za najbardziej wiarygodnego kronikarza tych czasów Gall Anonim, tak przedstawiał ówczesne wypadki: "Jak doszło do wypędzenia króla Bolesława z Polski, długo by o tym mówić; tyle wszakże można powiedzieć, że sam będąc pomazańcem Bożym nie powinien był drugiego pomazańca za żaden grzech karać cieleśnie. Wiele mu to bowiem zaszkodziło , gdy przeciw grzechowi grzech zastosował i za zdradę wydał biskupa na obcięcie członków. My zaś ani nie usprawiedliwiamy biskupa zdrajcy, ani nie zalecamy króla, który tak szpetnie dochodził swych praw..." (Gall Anonim. Kronika Polska. przeł. Roman Grodecki)
Badając ten i inne jeszcze zapisy część historyków doszła do wniosku, że relacja Galla mogła świadczyć istotnie o zdradzie biskupa krakowskiego, który w konflikcie Bolesława Śmiałego z królem niemieckim Henrykiem IV i czeskim księciem Wratysławem opowiedział się po stronie tych  ostatnich, stając wraz z królewskim bratem Władysławem Hermanem na czele buntu. Sąd królewski skazał św. Stanisława na okrutną śmierć, a wykonanie wyroku na tyle wzburzyło społeczeństwo, że król zmuszony był, wraz z żoną i nieletnim synem, uciekać na Węgry, gdzie wkrótce dosięgła go śmierć. Istnieje jednak jeszcze jedna relacja kronikarska, Wincentego Kadłubka, przedstawiająca całkowicie odmienną wersję wydarzeń, które doprowadziły do śmierci biskupa i wygnania z kraju króla, i która została przyjęta podczas starań o kanonizację Według tego kronikarza ciągłe wojny prowadzone przez Bolesława Śmiałego powodowały stałą nieobecność w kraju znacznej rzeszy rycerstwa w ślad za tym szerzenie się bandytyzmu i rozbójnictwa. Ponadto opuszczone żony, bądź to zmuszane przez sługi, bądź dobrowolnie, dopuszczały się wiarołomstwa i rodziły nieślubne dzieci. Zaniepokojeni losem rodzin i majątków rycerze opuszczali bez zgody króla szeregi i wracali do kraju dla uczynienia porządku. W ślad za uciekinierami powrócił rozsierdzony król, który rozpoczął wymierzanie bezrozumnych i okrutnych kar. Wzorujący się na Kadłubku autor "Żywota św. Stanisława", Wincenty z Kielc, tak opisywał te wydarzenia (przekład Janiny Pleziowej):
"Następnie co dostojniejszych i znaczniejszych skazuje na ścięcie, tych zaś, których nie poważył się otwarcie pochwycić i zgładzić, starał się dosięgnąć podstępem. Także kobiety, którym mężowie przebaczyli wiedzeni ludzką łaskawością, on prześladował tak okrutnie, iż nie wahał się przystawić im do piersi szczeniąt, odrzuciwszy dzieciątka, które oszczędziłby nawet wróg, choćby to był nawet Scyta czy poganin. Twierdził bowiem, że należy raczej wytępić a nie pielęgnować gorszące potomstwo nierządnic".(...) A gdy biskup krakowski, święty Stanisław nie mógł po ojcowsku powstrzymać go od owego okrucieństwa, najpierw upomniał go, grożąc mu zagładą królestwa, a później zawiesił nad nim miecz klątwy i zabronił mu wejścia do kościoła. A on , jak gałąź wygięta a sucha , którą łatwiej jest złamać niż wyprostować popadł w jeszcze większy szał i trwał w zawziętym uporze. I oto gdy święty biskup Stanisław sprawował służbę Bożą w kościele św. Michała na Skałce i błagał świętych o opiekę, on przed ołtarzem, wśród świętych obrzędów, nie bacząc na dostojeństwo stanu, miejsca ani chwili, nie lękając się świętych ani boskiego majestatu, kazał porwać biskupa i odciągnąć od ołtarza".
Jednak ilekroć posłuszni królowi pachołkowie rzucali się na biskupa, tylekroć padali na ziemię, aż skruszeni odstąpili od ołtarza. Zapamiętały w gniewie król rzucił się z mieczem na świętego biskupa i własnym mieczem zadał mu śmierć nie zaprzestając ciosów nawet po jego zgonie. "Tak okrutnik zbrodniczymi rękami zabija niewinnego, czyniąc go pełnym chwały męczennikiem, rozdziera go na kawałki, poszczególne członki jeszcze sieka i rozrzuca na wszystkie strony świata dzikim zwierzętom i ptakom niebieskim, jakby poszczególnym cząstkom należało wymierzyć karę i jakby sądził, że w ten sposób pamięć jego imienia usunie ze świata". Wkrótce potem nadleciały cztery orły , które krążąc nad ciałem strzegły go przed sępami i innymi ptakami zwabionymi przelaną krwią męczennika. Wokół miejsca zbrodni dzień i noc roztaczał się niezwykły blask, który zwabił licznych braci zakonnych. Przybywszy na miejsce zastali ciało św. Stanisława nienaruszone i bez śladu blizn, po czym przenieśli je do kościoła. Ciało św. Stanisława pochowano w kościele św. Michała na Skałce, a u grobu świętego miało miejsce wiele niezwykłych i cudownych zdarzeń. Król opuszczony przez wszystkich musiał umykać na Węgry, gdzie "niedługo potem zapadł na nieznana chorobę, popadł w szaleństwo i sam sobie śmierć zadał".
Dokładna data śmierci św. Stanisława nie jest znana. Wiadomo , że nastąpiła w 1079r. Bulla kanonizacyjna podaje datę 11 kwietnia natomiast Rocznik kapitulny krakowski 8 maja. W 1088 roku przeniesiono relikwie św. Stanisława ze Skałki do katedry na Wawel. Formalne starania o kanonizację rozpoczęto dopiero w następnym stuleciu za sprawą biskupa krakowskiego Iwo Odrowąża, który polecił kanonikowi Wincentemu z Kielc opisanie życia i cudów św. Stanisława. Proces kanonizacyjny trwał wyjątkowo jak na owe czasy długo i zakończył się dopiero 17 września 1253 r. Papież Innocenty IV, w kościele św. Franciszka w Asyżu dokonał wówczas uroczystej kanonizacji św. Stanisława.
Antagonista św. Stanisława, król Bolesław Śmiały zmarł na Węgrzech otruty, lub jak chce legenda, pokutując do końca życia jako zakonnik w benedyktyńskim klasztorze w Osjaku w Karyntii.

Oto jak konflikt Bolesława Śmiałego ze świętym biskupem oraz dzieje kanonizacji opisuje ks. Piotr Skarga ( "Żywot Męczennika Chrystusowego Stanisława Biskupa Krakowskiego, pisany nie tylko od kronikarzów polskich, ale też od samych papieżów w kanonizacyjej, a osobliwie od Jana Długosza kanonika krakowskiego pilnie a szeroko"):
Wyprawił się król Bolesław przeciw Wszewolodowi, książęciu kijowskiemu, i innym okolicznym wszej Rusi i wielkie nad nimi otrzymawszy zwycięstwo, Kijów wziął i tam z rycerstwem przemieszkiwając, w rozkoszy się i próżnowanie, i w zbytki a wszeteczeństwa, do których był już przyuczony, wdał i tegoż w dostatku onym swego żołdactwa nauczył, którzy urodą ruskich białogłów zwiedzieni, żon swych i stanu małżeńskiego (a Pana Boga naprzód) zapomnieli. O czym, gdy się żony ich w Polszcze dowiedziały, niektóre też z powinności małżeńskiej ustępowały. Obruszyła ta rzecz męże ich, tak iż się nad wolą królewską do domu pokwapili i prawie z obozu uciekali, pana swego odbiegając. Musiał z niesławą Bolesław za nimi do Polski się wrócić i z gniewu wielkiego niezmierne okrucieństwo nad onymi, jak on zwał, zbiegami czynił, a jeszcze więtsze nad żonami ich, które się źle zachowały w niebytności mężów swoich, tak iż im piersi rzezał i szczenięta do ich piersi przykładać kazał, a nade wszystko sprośnie się sam zachował, przyszłych wszeteczności swych przyczyniając i już się żadnym wstydem nie hamując, jawnie oczy ludzi wszytkich gorszył, i wielkim okrucieństwem a nieznośnymi ciężary stany wszytkie ściskał.
Upomniał go o to św. Stanisław raz i drugi, ale już nic, jedno złe słowa i pogróżki na gardło, nie odnosił. Mąż święty na to nie dbając, a jako lew  z drogi się i powinności swej nie dopuszczajac i jako dobry pasterz
ważąc żywot za owce swoje, króla wyklął i strzec się go wszytkim wiernym, i do kościoła go nie puszczać, a za odcięty go członek mieć rozkazał. Tym barzo rozjadły król, Stanisława świętego zabić umyślił. I gdy się dowiedział, że on u św. Michała na Skałce mszą ma, kościół żołnierzami obtoczył i nie mając na ołtarz i służbę straszliwą Pańską baczenia żadnego, wywlec go od ołtarza a zabić rozkazał. Żołnierze jego, chcąc to uczynić, widząc go w biskupich ubiorach u ołtarza, drżeć i padać, i ślepieć poczęli, i z strachem ledwie z kościoła uciekli. Fukał je on tyran jako bojaźliwe i niemęskie i posłał inne, którym się także stało. A święty biskup, słysząc o rozruchach onych i wiedząc o swym niebezpieczeństwie, nic się od ołtarza nie odwracał, jedno się Chrystusowi polecając, za swe nieprzyjaciele z miłości wielkiej ku nim i za króla onego zapamiętałego Pana Boga prosił.
Wtym sam król wbieżał w kościół i miecz w świętej głowie jego utopił, i okrutnie zamordował. Żołnierze oni, którym męstwu król był przymówił, porwali ciało i wywlókszy je przed kościół, na małe części okrutnie rozsiekali. Ciała jego tak rozciskanego czterzej wielcy orłowie trzy dni strzegli i na powietrzu w nocy nad onymi świętymi członkami światłość widziana była. Czym wzruszeni kapłani i kanonicy kościoła krakowskiego, nie dbając o okrucieństwo królewskie, zbierać ony rozproszone członki do pogrzebu poczęli. I cud niespodziany ukazał Pan Bóg, członki się do członków tak spajały i zrastały, jako w ciele zdrowym były; do zupełności ciała jednego tylko palca nie dostawało. I ten Pan Bóg światłością nad jedną rybką (która ji była, wrzucony w bliską sadzawkę, połknęła) wydał, iż rybę ułowiwszy, członek on naleźli, który do ręki przyłożony, także się zrósł i do ręki przystał. I pogrzebli tamże na Skałce w tym kościele, w którym był zabit, biskupa swego.
Takimi i innymi niezliczonymi cudy i po śmierci uwielbił Pan Bóg świętego swego, a onego mężobójcę Bolesława znacznie karał. Bo gdy papież Grzegorz siódmy na wszytkę Polskę klątwę wydał i królewską dostojność i koronę Polakom odjął, u wszytkich już wzgardzony będąc i prawie prze ciężkość i dręczenie sumnienia swego szalejąc, uciekać z królestwa musiał. O którego końcu różne są u kronikarzów powieści. Jedni mienią, iż do Węgier uciekszy i po dwu leciech zachorzawszy, oszalał i po górach biegając, umarł, i od własnych psów swoich, którzy tylko za nim biegali, zjedzony jest. Drudzy powiadają, iż u Wilaku w jednym klasztorze, zataiwszy stanu swego i imienia swego, pokutę czynił i długo w kuchni mnichom służył, i nalichsze posługi odprawował, i w dobrej nadziei miłosierdzia Bożego skończył. Po dziś dzień tam grób jego i napis na kamieniu ukazują. Jakkolwiek jest, pewna rzecz, iż rękę Bożą na sobie znał i na tym świecie doczesne karanie, a z onego wiecznego, piekielnego, jeśli (przez pokutę bez rozpaczy i uciekanie się do niewinnej krwie, która gładzi grzechy ludzkie, za przyczyną błogosławionego Stanisława, który się za mężobójcę swego modlił) uszedł, błogo jemu. [...]
Bez wątpienia złość się wtenczs za tego Bolesława i grzechy we wszystkich staniech, zwłaszcza w świeckim i rycerskim, były rozmnożyły. Na złego pana patrząc, poddani w pychę się podnieśli, zwycięstwa wielkie i rozszerzenie królestwa (które Pan Bóg dawał za rozszerzeniem nabożeństwa i chwały Jego przodkom ich i im samym) męstwu swemu przyczytali, a gardząc rzeczami Boskimi i do rozkoszy się udając, i postępki sprośne Bolesława króla swego chwaląc, wielką plagę i skaranie boskie odnieśli. Bo naprzód, za klątwą papieża Grzegorza siódmego, koronę i tytuł zacności królewskiej stracili i gdy obrali na państwo brata rodzonego Bolesława morderce, to jest Władysława Hermana nazwanego, arcybiskup Piotr prze zakazanie papieskie koronować go nie chciał; i pisać się począł polskim tylko panem i dziedzicem. Tak na potomkach król Bolesław skarany jest, i Polska wszytka jego i swoje grzechy nosiła. A co więcej, królestwo polskie od tego czasu na wiele się panów rozdzieliło, wiele księstw, jako Śląsko i pomorską ziemię, i inne przyległe kraje utraciło, i sławę onę wielką, w której było rozkrzewione, gubiło, wojny też domowe długie i szkodliwe między książęty nastały, którymi wszystko państwo niszczało i szkody wielkie od Tatar, Rusi, Litwy, Krzyżaków i Niemców cierpiało, i prawie rozerwane było. I tak przez dwieście lat pokutowało, aż do Przemyśla pierwszego króla.
Gdy św. Stanisław za czasem na Skałce cudy słynąć począł, roku Pańskiego 1088 do kościoła św. Wacława na zamek przez Lamberta biskupa, rodem Francuza, którego był papież na miejsce św. Stanisława posłał, przeniesiony, z wielką czcią i w pół kościoła postawiony jest grób jego. Cuda niektóre wyliczyć chcę, które przed jego kanonizacją za jego przyczyną Pan Bóg w ludzkich nędzach czynić raczył. Bo iż są wielkie barzo, na cześć Bogu, na sławę twoję narodzie polski, który takiego patrona masz, zmilczeć niektórych nie godzi.
Witler szlachcic i dziedzic z Połukarcic, syn Wacława, zachorzawszy w dzień św. Marcina, umarł. Nim się przyjaciele, jako Polacy obyczaj mają, na pogrzeb zjechali, matka jego, Stanisława, sama też chorą będąc, wzięła tę nadzieję o Panu Bogu za przyczyną św. Stanisława i św. Marcina, którego dzień był, iż jej syna ożywić miał. I obiecując go do grobu jego do Krakowa, miała widzenie we śnie, iż jej wysłuchać Pan Bóg miał za przyczyną św. Stanisława. Powiedziała to przyjaciołom, którzy się na pogrzeb zjechali. Czekali tej obietnice przez noc i nad świtaniem z wielkim podziwieniem naleźli go żywego i zdrowego; i sama matka, chora będąc, ozdrowiała.
Piotr Węgrzyn, jadąc z Węgier, do wsi się Misławczyc w dom Wojaszona skłonił. Tam mu syn, Polech nazwany, zachorzawszy, ósmego dnia (w poniedziałek przed Kwietną niedzielą ) umarł. Smutnemu ojcu radził gospodarz Wojaszyn, aby go do św. Stanisława obiecał, a miał nadzieję, iż przez przyczynę jego wielką u Pana Boga ożyje - tak uczynił i wziął syna żywego i zdrowego. Chciał Pan Bóg i w Węgrzech wsławić świętego swego.
Dzieciątko także w Gdańsku, które z mostu spadło, utonęło i nierychło nalezione było, gdy rodzicy św. Stanisława przyczyny u Pana Boga używali, ożyło.
We Wrocławiu kapłan jeden, gdy na swoję nędzę i ubóstwo w gorzkości narzekał i zasnął, ukazał mu się mąż siwy i poważny, mówiąc: "Żal mi cię, sługo Boży, słuchaj rady mej: obiecuj się do grobu św. Stanisława, a tymczasem pośli tam na ofiarę jałmużnę do grobu jego". On rzekł, iż "pieniędzy w ubóstwie moim nie mam". Usłyszał głos: "Szukaj jeno a znajdziesz". Ocknął się i pytał się towarzysza swego Mateusza, jeśli jest który św. Stanisław, gdy mu powiedział o nim, westchnąwszy, rzekł: "Poślę jałmużnę, jako mi kazano, na ofiarę do jego grobu". I wpuściwszy rękę w kaletę, nalazł dwa złote, których naonczas nie miał, i chcąc je oglądać przejźrzał jaśnie i krzyknął: "Błogosławiony Bóg w św. Stanisławie, który mi wzrok modlitwą swoją przywrócił". I nic nie mieszkając, do grobu jego pobieżał.
Rynard Krzyżanowic, chorąży krakowski, w dzień św. Michała zaniechawszy kościoła, który miał we wsi swej, na pole ze psy jechał, wnetże karanie ręki Boskiej uczuł, głowa go boleć srodze i oczy tamże na polu poczęły i wróciwszy się do domu, z wielkiej boleści oko mu prawie wypadło i na twarzy wisiało, a lewe się przepukło i wyciekło. Kazał się wieźć do grobu św. Stanisława i tam się modląc a na jego przyczynę wołając, z zdrowymi się oczyma do domu wrócił.
Książę opolskie Włodzisław do Krakowa na rozmowę do książęcia Bolesława jadąc, w drodze na wrzód nieznośny zachorzał i wrócić się do domu chciał. We śnie głos usłyszał, iż w Krakowie u grobu św. Stanisława zaleczony być miał, i tak się zstało. Do innych wyczytania odsyłam do Długosza, który ich kładzie 53; i innych bez liczby zaniedbywając, idę do kanonizacyjej jego.
Gdy tedy i inne cuda co dzień więtsze za zasługą św. Stanisława rosły i szerzyły się daleko, książę polskie Bolesław, Czysty albo Pudicus nazwany, wespołek z namilszą, z którą w małżeństwie w czystości panieńskiej żył, Kunegundą królewną węgierską, wnęczką św. Jadwigi, która się o to napilniej, wszytkiej swej majetności nie żałując, stradała, wyprawił posły swe do papieża Innocencyjusza czwartego, prosząc, aby skarb ten światu oznajmiony a sława tak wielkiego świętego rozgłoszona i kościelnym rozsądkiem miedzy święte męczenniki poczytany był św. Stanisław. Długo się egzamen i wywody wlokły i posłowie papiescy w Polszcze sami o postępkach, żywocie i męczeństwie i cudach tego świętego wiadomość brali. Już się nietrudna ani wątpliwa rzecz zdała, gdy jeden kardynał, na którego radzie papież polegał, Reginaldus, biskup hostyjeński, nieco upornie kanonizacyjej się sprzeciwił i nowego a świeżego cudu pragnął, który sam na sobie odniósł. Bo wpadszy w ciężką niemoc, już, już umierał, gdy jako przez sen ujźrzał, a ono mąż siwy i wspaniały wchodzi w jego komorę z wielką światłością i drżącego od strachu pyta: "Znaszli mię Reginalde?". Rzecze z bojaźnią: "Nie znam cię, panie mój". Odpowie: "Jam jest biskup krakowski Stanisław, od Bolesława króla zamordowany; pragnąłeś cudu nowego i godzieneś był karania, ale cię Pan Bóg na moję prośbę wnetże uzdrowi; wstań a czyń pomoc prawdzie, a jej się nie sprzeciwiaj". Wzniknął święty, a on ozdrowiał i do papieża, który mniemał, aby już skonał, przyszedł i ono, co się z n im działo, przełożywszy, a Panu Bogu chwałę dając, kanonizacyjej prędko popierał, która się stała z wielkimi ceremonijami i obrządkami świętymi w Assyżu, w kościele św. Franciszka, we 175 lat po śmierci św. Stanisława. Przy której dziwnie się cudo i moc Boża św. Stanisława wsławiła. Młodzieniec umarły, prawie we mszą kanonizacyjej przyniesiony był do tegoż kościoła; o którym gdy papieżowi powiedziano, a rodzicy z wielkim smutkiem i płaczem na tego świętego, którego kanonizowano, wołali, śmiał Innocencyjusz taką modlitwę do Pana Boga uczynić. "Potwierdź, Panie, to, com słyszał o męczenniku Twoim Stanisławie, biskupie krakowskim; przez zasługi i przyczynę jego wzbudź młodzieńca tego umarłego, boś Ty jest dziwny w Świętych Twoich, Jezusie, Boże nasz" etc. Nim modlitwy dokonał, o wskrzeszeniu umarłego, który w dalszej kaplicy leżał, powiedziano. O, jako wielkie wesele i triumfy lud on przytomny czynił. Przetoż i we Włoszech ten święty zacny i pamiętny jest. I historyja jego śmierci i życia na ścianach kościoła Piotra świętego wymalowana jest w Rzymie. Masz się w czym kochać, korono polska, tym się patronem u Pana Boga szczycąc, prze któregoć wielkie dobrodziejstwa czynić raczył, jakoś tego w bitwach niektórych, w których ci szło o ostateczny upadek, doznała, i którego nieprzyjaciele twoi, pókiś jeszcze w jedności powszechnej wiary trwała, tobie pomagającego, a onym strach czyniącego, na powietrzu widzieli; którego też królowie twoi potym tak czcili, że i do tych czasów, dniem przed koronacyją swą, miejsce ono Panu Bogu przyjemne, na którym krew męczennika świętego jest przelana, na Skałce nawiedzają, a jego przyczyny do Pana Boga o dobrą a szczęśliwą sprawę królestwa używają, ku wiecznej sławie Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego wespołek z Bogiem Ojcem i z Duchem Świętym, królestwo, moc i chwała na wieki. Amen".