Wspólnota Polska
historia
.wspolnotapolska.org.pl

św. Andrzej Bobola, kapłan i męczennik

30.11.1591-16.05.2013

Ród Bobolów to jeden z najstarszych rodów polskich. Już w XIII wieku spotykamy Bobolów na Śląsku, jednak około 1315 roku przeprowadzili się do Małopolski. Pieczętowali się herbem Leliwa. W XVI wieku Bobolowie należeli do średnio zamożnej szlachty.
Andrzej Bobola urodził się między sierpniem a grudniem 1591 roku, najprawdopodobniej 30 listopada. Na chrzcie otrzymał imię apostoła Andrzeja. Imion jego rodziców nie znamy: ojciec być może miał na imię Mikołaj, a bratem ojca był Andrzej, który wówczas piastował urząd podkomorzego koronnego na dworze króla Zygmunta III Wazy. Miejscem urodzenia św. Andrzeja była Strachocina, nie znamy jednak jej usytuowania na mapie współczesnej Polski. Dotychczas uważano, że było to w Ziemi Sandomierskiej, współczesne badania wskazują jednak na Strachocin k. Sanoka.
O jego dzieciństwie i pierwszych latach nauki nie wiemy niczego. Nieco światła pada dopiero na lata nauki w szkole średniej. Około 1606 r. piętnastoletni Andrzej został oddany na dalszą naukę do szkoły, prowadzonej przez jezuitów w Wilnie. Wśród umiejętności jakie wyniósł ze szkoły należy szczególnie wspomnieć retorykę i znajomość języka greckiego, które w przyszłości bardzo ułatwiły mu działalność misyjną, w szczególności zaś przygotowały do  dysput z prawosławnymi kapłanami. Już w szkole zyskał wśród słuchaczy i wykładowców opinię wybitnego mówcy. Po zakończeniu nauki w średniej szkole, Andrzej poprosił o przyjęcie do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Wilnie. Stało się to 31 lipca 1611 roku. Gdy minął  dwuletni okres próby, 31 lipca 1613r., złożył uroczyście  tzw. śluby proste, obejmujące przyrzeczenie ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Po złożeniu ślubów przeniósł się do jezuickiego kolegium akademickiego przy kościele św. Jana, by rozpocząć studia wyższe. 21 grudnia 1613 r. Andrzej otrzymał z rąk biskupa sufragana Abrahama Wojny tonsurę i mniejsze święcenia akolity, egzorcysty, lektora i ostiariusza, dzięki czemu zdobył w Kościele stopień kleryka niższych święceń. Po trzyletnich studiach filozoficznych, w 1616r., zdał egzamin z całokształtu nauk filozoficznych, i zakończył studia wyższe. Po zakończeniu nauki i zdaniu egzaminu, zgodnie z obowiązującą w Towarzystwie Jezusowym praktyką i drogą formowania przyszłego kapłana, został, jako kleryk, wysłany do pracy nauczycielskiej, dla zdobycia praktyki pedagogicznej. Skierowano Andrzeja do kolegium w Braniewie. Była to pierwsza i wówczas najsłynniejsza szkoła, założona przez jezuitów na ziemiach polskich, jeszcze przez kardynała Hozjusza, w 1565 r. Dopiero później powstały następne kolegia: w 1567 w Elblągu, a wkrótce potem w Poznaniu, Pułtusku, Kaliszu i w Wilnie. Andrzej pełnił, przez pierwszy rok praktyki, obowiązki nauczyciela klasy gramatyki, pod kierunkiem swego dotychczasowego profesora filozofii, Jakuba Markwarta, który został dyrektorem tejże szkoły. Andrzej Bobola osiągnął w pracy pedagogicznej na tyle dobre wyniki, że władze zakonne postanowiły powierzyć mu znaczniejsze i bardziej odpowiedzialne stanowisko. W 1617 r. został przeniesiony do Pułtuska, do jednego z największych kolegiów jezuickich w Polsce, gdzie został nauczycielem w trzeciej klasie. Po dwuletnie praktyce pedagogicznej w Pułtusku, na polecenie prowincjała, o. Niklewicza, wrócił do Wilna, w celu kontynuowania nauki, tym razem dla odbycia studiów teologicznych. Teologię studiował w latach 1618 - 1622. Przy składaniu egzaminów po kolejnych latach nauki egzaminatorzy niejednakowo oceniali wyniki osiągnięte przez Andrzeja. Skala ocen wahała się od bardzo dobrych po zarzuty niedbalstwa. Egzaminy końcowe z teologii składał 14 maja 1621 r. Oceny były na tyle różnorodne, że nie uzyskał stopnia licencjata teologii, co zamykało przed nim dalszą drogę naukową.  18 grudnia 1621r. Andrzej Bobola otrzymał z rąk biskupa sufragana wileńskiego święcenia na subdiakona, a niedługo potem na diakona. Najbardziej upragniona chwila święceń kapłańskich zbiegła się z uroczystością kanonizacji św. Ignacego Loyoli, założyciela Towarzystwa Jezusowego, oraz świętych Teresy od Jezusa i Filipa Nereusza. Wspaniałe obchody – w Rzymie i w Wilnie – odbyły się 12 marca 1622r.: biskup Eustachy Wołłowicz wyświęcił Andrzeja Bobolę na kapłana.
W1622 r. przystąpił do ostatecznych egzaminów, podsumowujących zdobytą dotychczas wiedzę z dziedziny filozofii i teologii. Odbyły się one 26 lipca tegoż roku i niestety zakończyły się niepowodzeniem. Trzech, spośród czterech profesorów egzaminujących, uznało wiedzę kandydata za niewystarczającą.
Dalsze formowanie członka zakonu wymagało teraz odbycia tak zwanej trzeciej probacji, która podobna była do nowicjatu i służyła wejściu na drogę zupełnego i bezwzględnego zaparcia się siebie, wzrastaniu w cnotach, pogłębianiu duchowości. W celu odbycia tej próby udał się Andrzej do Nieświeża, gdzie we września 1622r. rozpoczął ostatnie już przygotowanie do pracy duszpasterskiej.
22 lipca 1623r. zakończyła się trzecia, ostatnia probacja, a tym samym zakończył się pełny, dwunastoletni okres kształcenia członka Towarzystwa Jezusowego. Jednak mimo tylu lat ćwiczeń duchowych, praktyk i modlitw, Andrzej Bobola, zdaniem współczesnych, nie do końca wyzbył się nieakceptowanych w zakonie cech charakteru. Przejawiał zapalczywość, wybuchy zniecierpliwienia, przywiązanie do własnego zdania, niecałkowite jeszcze opanowanie strony uczuciowej. Był porywczy, zdarzało mu się łamać milczenie zakonne, zdradzał też brak równowagi i obojętności względem zarządzeń przełożonych.
Po zakończeniu trzeciej probacji pełnił w Nieświeżu funkcję rektora kościoła. Szczególną aktywność przejawiał jako duszpasterz, katecheta i kaznodzieja. W trakcie jego pobytu w Nieświerzu tamtejsi jezuici odnotowali nawrócenie na wiarę katolicką 10 osób z herezji, 34 schizmatyków i 20 ateistów. Prócz tego pracował Andrzej jako misjonarz ludowy. Obchodził zaniedbane pod względem religijnym wioski ordynacji nieświeskiej, udzielając chrztów, ślubów, skłaniając ludzi do poprawy życia. Zdobył sobie już wtedy sławę kaznodziei, która dotarła aż do Warszawy. Pełnił też obowiązki prefekta bursy dla ubogiej młodzieży szlacheckiej w Nieświeżu.
Kaznodziejska sława spowodowała, że próbowano go sprowadzić do Warszawy. Mimo tych starań, w 1624 r. trafił do Wilna, gdzie w ciągu następnych lat pełnił różne funkcje w kościele św. Kazimierza. W latach 1624 - 1630 kierował sodalicją mariańską wileńskich mieszczan, był kaznodzieją, spowiednikiem, a od 1626 rektorem kościoła. W 1626r. z uwagi na wybitne zdolności kaznodziejskie i osobiste cnoty przełożeni postanowili dopuścić Andrzeja do najwyższej godności, jaką ma zakon: do uroczystej profesji czterech ślubów. Oznaczało to, że oprócz zwykłych trzech ślubów – ubóstwa, czystości i posłuszeństwa – dochodził jeszcze czwarty ślub: specjalnego posłuszeństwa papieżowi co do misji oraz specjalnych ślubów zobowiązujących do zachowania w zakonie ubóstwa w pierwotnej jego doskonałości i do wymawiania się od przyjęcia godności duchownych w zakonie i poza zakonem. W przypadku Andrzeja Boboli istniała jednak pewna przeszkoda, a był nią brak zdanego egzaminu, wieńczącego lata studiów. Cieszył się jednak tak dobrą opinią wśród przełożonych, że prowincjał jezuitów ojciec Jamiołkowski wystąpił do generała zakonu Vitelleschiego, o dopuszczenie go do profesji. Starania rozpoczęły się pod koniec 1626 roku i trwały aż do 1630 r. Początkowo generał odrzucał ponawiane prośby, podnosił przy tym niedostateczne wykształcenie kandydata oraz wspomniane wyżej, niezadowalające cechy charakteru. Zalecał dalszą pracę nad sobą. Zdaniem przełożonych polskich jezuitów Andrzej wyrównywał braki w wykształceniu niezwykłym talentem kaznodziejskim, ciężko też pracował nad własnym charakterem, zbliżając się powoli do ideału cnót zakonnych. Ostatecznie został wreszcie dopuszczony przez generała Viteleschiego do profesji czterech ślubów. Uroczysta profesja odbyła się 2 czerwca 1630 roku w kościele św. Kazimierza w Wilnie. Po skończonej Mszy św., w zakrystii, św. Andrzej złożył śluby dodatkowe, zobowiązując się do troski o zachowanie w zakonie ubóstwa w pierwotnej jego doskonałości, do wymawiania się od przyjęcia godności duchownych w zakonie i poza zakonem, w przypadku zaś, gdyby posłuszeństwo papieżowi zmusiło go do tego, przyrzekł zostać w ścisłych związkach z zakonem i we wszystkim zasięgać rady generała lub jego delegata. Następnie własnoręcznie spisał trzy egzemplarze, zawierające formułę złożonych ślubów.
W 1630 r. został skierowany do Bobrujska nad Berezyną. W tym czasie miasto to zamieszkiwane było przez ok. 30 tys. ludzi. W mieście były dwie cerkwie prawosławne i ani jednego kościoła. Piotr Tryzna, wojewoda parnawski, starał się zmienić ten stan. Wzniósł kościół parafialny i sprowadził do miasta jezuitów. Pierwszym superiorem został o. Andrzej Bobola. Dzięki jego staraniom i zabiegom nowa fundacja wojewody zyskała wsparcie króla Władysława IV i jego małżonki Cecylii Renaty. Po trzech latach trudnej pracy w Bobrujsku o. Andrzej złożył urząd superiora i na polecenie przełożonych udał się do Połocka, gdzie kierował Sodalicją Mariańską. W 1636 r. powierzono mu urząd kaznodziei w Warszawie. Po roku wrócił do Połocka jako kaznodzieja i prefekt miejscowego kolegium. Lata 1638 - 1642 spędził w Łomży, gdzie pełni funkcje doradcy rektora kolegium, kaznodziei i wreszcie dyrektora, istniejącej przy kolegium, szkoły humanistycznej i retoryki. Po opuszczeniu Łomży spędził ok. pół roku w Wilnie, skąd został skierowany do kolegium jezuickiego w Pińsku. Pełnił tam obowiązki kaznodziei, kierownika nauk i moderatora Sodalicji Mariańskiej ziemian z Pińszczyzny. W 1646 r., prawdopodobnie z powodu złego stanu zdrowia, został przeniesiony ponownie do Wilna, gdzie przez następne sześć lat, w domu profosów przy kościele św. Kazimierza, był doradcą prepozytów, głosił kazania i wykłady z Pisma św. oraz kierował Sodalicją Mariańską mieszczan. W międzyczasie wybuchło powstanie Chmielnickiego. Wśród licznych powodów bratobójczych walk znalazł się również silny konflikt między trzema, panującymi na kresach wyznaniami: katolicyzmem, grekokatolicyzmem (powstałym stosunkowo niedawno, w wyniku zawarcia unii brzeskiej) i prawosławiem. Kościół prawosławny nie mogąc ścierpieć, że tak wielu jego wiernych nawracało się na katolicyzm lub grekokatolicyzm, wezwał na pomoc Kozaków, którzy chętnie wpisali na swe sztandary obronę prawosławia. Kozacy zaczęli podburzać ludność ruską i wywoływać nienawiść do katolików, a szczególnie do jezuitów. Mordowali ze szczególnym okrucieństwem duchowieństwo unickie i łacińskie oraz Żydów. Już wcześniej, 12 listopada 1633 r., na tle religijnej nienawiści, zamordowano w Witebsku arcybiskupa połockiego, obrońcę i krzewiciela unii, św. Jozafata Kuncewicza. 
W czasie powstania Chmielnickiego fala  prześladowań kozackich objęła także Wołyń i Polesie. Najbardziej ucierpiał powiat piński. Kozacy zdobyli i obrabowali Pińsk, a ludność wymordowali. Po ugodzie białocerkiewnej w 1651r. nastąpiły jednak dla Pińska spokojniejsze czasy.
Latem  1652r. o. Andrzej Bobola przybył po ponownie do Pińska. Pełnił tam obowiązki kaznodziei i misjonarza. Jego praca misyjna obejmowała tereny od Pińska do Janowa Poleskiego. W licznych wsiach i miasteczkach prawosławnych głosił kazania, nauczał katechizmu i zasad wiary katolickiej, udzielał sakramentów. Z powodu misjonarskich sukcesów szybko stał się głównym przeciwnikiem miejscowego kleru prawosławnego. Wrogie nastawienie przeszło w nienawiść, gdy o. Andrzejowi udało się doprowadzić do przejścia na katolicyzm dwóch wsi prawosławnych: Bałandycz i Udrożyna. Zyskał wówczas wśród katolików miano "łowcy dusz" i "apostoła Pińszczyzny", zaś wśród prawosławnych "duszochwata".
 W pierwszej połowie maja 1657r. poczęły znów na Polesiu grasować watahy Kozaków. Ojciec Bobola i jego towarzysz, ks. Szymon Maffon opuścili Pińsk, żeby schronić się w spokojniejszej okolicy. Ks. Maffon udał się do Horodca, gdzie pojmany przez Kozaków został okrutnie zamęczony.
O. Andrzej ukrywał się w tym czasie we wsi  Peredił. Miejscowa czerń wskazała miejsce jego pobytu Kozakom. Ci, pojmali go w drodze, gdy próbował po raz kolejny zmienić miejsce ukrycia. Schwytanego na miejscu odarto z odzieży i przywiązano do pala. Bito go nahajkami, by skłonić do odstępstwa od wiary. Potem ściskano mu głowę za pomocą dębowych gałązek tak, że oczy prawie wychodziły na wierzch. Jednocześnie bito go po twarzy tak mocno, że wybito mu kilka zębów. Potem wyrywano mu paznokcie z palców, pocięto nożami skórę na rękach i zrywano ją. Całą odpowiedzią Andrzeja na to wszystko była cicha modlitwa.
     Kiedy te tortury nie skłoniły Andrzeja Boboli do odstępstwa od wiary, odwiązano go od słupa, przywiązano do dwóch koni i pognano uderzeniami i kłuciem szablą w plecy do Janowa. Kiedy postawiono go przed kozacką starszyzną, na wszystkie drwiny odpowiadał wyznaniem wiary i wzywaniem katów do nawrócenia. W odpowiedzi Kozacy ranili go szablą w palce i w nogę. Jeden z katów końcem szabli wykłuł mu oko.
     Pomyśleli jednak Kozacy, że publiczne męczeństwo może wzbudzić litość, dlatego zawlekli Andrzeja do stojącej na placu rzeźni. Kiedy i tam odmówił wyrzeczenia się wiary, zaczęli przykładać ogień do jego boków. Wbijali mu drzazgi pod paznokcie, nożem ściągnęli skórę z dłoni i naigrawając się z tonsury, wycięli także płat skóry na głowie. Parodiując ornat, nacięli na plecach skórę na kształt ornatu i zdarli ją, zasypując ranę sieczką i plewami orkiszu.
     Św. Andrzej cały czas modlił się, co podniecało katów do dalszych męczarni. Obdarli mu ze skóry dolną część tułowia i poranili, obcięli nos, uszy i wargi. Od tyłu szyi wywiercili otwór i przez ten otwór wyrwali język. Potem rzeźniczym szydłem poranili mu lewy bok. Ale św. Andrzej ciągle jeszcze żył. Wtedy oprawcy zawiesili go u powały za nogi, by nasycić się widokiem jego cierpienia. Straszliwe katusze trwały dwie godziny. Wreszcie znudzeni Kozacy skrócili je podwójnym cięciem szablą w szyję. Stało się to o godzinie trzeciej po południu 16 maja 1657r. Tymczasem do Kozaków dotarły wieści o zbliżających się polskich oddziałach. Porzuciwszy ciało męczennika w rzeźni uciekli z miasta. 
     Zwłoki Andrzeja Boboli miejscowi przenieśli na plebanię, a potem do kościoła parafialnego. Dwa dni później przewieziono je do Pińska. Na miejscu włożono ciało do drewnianej, na czarno malowanej trumny, na której wieku widniał krzyż z napisem "Pater Andreas Bobola Societatis Iesu". Klerykom i uczniom nie pozwolono oglądać ciała ze względu na jego wygląd. Pogrzeb odbył się bez przepychu: trumnę wniesiono do podziemi kościelnych i umieszczono ją obok innych w krypcie znajdującej się pod wielkim ołtarzem.
W następnych burzliwych latach o miejscu pochówku męczennika zapomniano.  
 Dopiero w 1702 r. rektorowi pińskiego kolegium  jezuitów o. Marcinowi Godebskiemu ukazał się we śnie Andrzej Bobola, przypominając o swojej męczeńskiej śmierci i wskazując zapomniane miejsce pochówku. Kiedy odnaleziono trumnę i odkryto wieko, ku zdumieniu zakonników ukazało im się ciało świętego pokryte warstwą kurzu, ale zupełnie dobrze zachowane, mimo że tyle lat spoczywało w bardzo wilgotnym miejscu, bez żadnego zabezpieczenia. Miało tak świeży wygląd, jakby dopiero wczoraj było pochowane. Nawet rany czerwieniły się od świeżej, choć skrzepłej krwi. Z tą chwilą rozpoczął się kult męczennika. Gdy zaczęły mnożyć się cuda i łaski wypraszane za wstawiennictwem Świętego rozpoczęto starania o beatyfikację. Przerwała je kasata Towarzystwa Jezusowego i rozbiory Polski. Dopiero w 1853 r., 30 października, papież Pius IX dokonał beatyfikacji Andrzeja Boboli. Relikwie Świętego przenoszono kilkukrotnie z miejsca na miejsce. Z Pińska do Połocka w 1808 r., w 1922 r. do Moskwy, skąd w rok później zostały przewiezione do Stolicy Apostolskiej i pochowane w watykańskiej kaplicy św. Matyldy. W rok później spoczęły w jezuickim kościele Il Jezu. 17 kwietnia 1938 r., w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, Pius XI dokonał uroczystej kanonizacji św. Andrzeja Boboli. Jego relikwie w 1938 r. przewieziono do Warszawy, gdzie spoczęły w kaplicy o.o. jezuitów przy ul. Rakowieckiej. W czasie wojny przechowywano je w kościele jezuitów na Starym Mieście i w Kościele dominikanów przy ul. Freta. Po wojnie ciało Świętego powróciło do kaplicy przy ul. Rakowieckiej, gdzie spoczywa do dnia dzisiejszego w kryształowej trumnie. Św. Andrzej Bobola został ogłoszony głównym patronem Warszawy i patronem Polski.

     Święty Andrzej Bobola miał wygłosić przepowiednię o zmartwychwstaniu Polski. Kościół nie potwierdził tej przepowiedni swoją powagą, jednak osoba świadka, białoruskiego jezuity, o. Grzegorza Fielkierżamba, każe przypuszczać, że nie jest to zdarzenie zmyślone. Drukowały ją w swoim czasie pisma francuskie, a w 1855r. przedrukował "Przegląd Poznański".
  Oto opowiadanie ks. Fielkierżamba:
     "W roku 1819 znajdował się w Wilnie o. Korzeniecki, dominikanin, kapłan wysokiej świętości i sławny kaznodzieja. Walczył on nieustannie z niezmordowaną gorliwością przeciw błędom schizmatyckim i to nie tylko z kazalnicy, ale także w uczonych dziełach, które nań sprowadziły ze strony rządu rosyjskiego zakaz miewania kazań, ogłaszania jakichkolwiek pism, nawet spowiadania. Tak tedy zamknięty w klasztorze i skazany na nieczynność, biedził się w swojej samotności z myślą, że nic nie może zrobić dla chwały Bożej i zbawienia braci.
     Otóż jednego razu, gdy był przyciśnięty smutkiem (zdarzyło się to w roku 1819, miesiąca i dnia nie pomnę), otworzył późno wieczór okno swojej celi i patrząc w niebo zaczął wzywać Wielebnego Andrzeja Bobolę, ku któremu od dzieciństwa swego czuł szczególniejsze nabożeństwo, chociaż jeszcze Kościół nie był tego męczennika na ołtarzach postawił. »Wielebny Andrzeju – mówił – wiele już lat przeszło, jak przepowiedziałeś wskrzeszenie Polski. Kiedyż się ziści twoje proroctwo? Wiesz lepiej ode mnie, z jaką nienawiścią schizmatycy prześladują naszą świętą wiarę i jak starają się nasz kochany kraj, twoją Ojczyznę, do schizmy popchnąć. Ach, święty Męczenniku, nie pozwól na takie nieszczęście; wyjednaj u Boga miłosiernego litość dla biednych Polaków. Niech Polska stanie się znowu jednym królestwem, królestwem prawowiernym i Bogu podległym«.
     Już późno było w noc. O. Korzeniecki, skończywszy modlitwę, zamknął okno i chciał iść spać; aliści, skoro się obrócił, ujrzał na środku celi poważną postać w ubiorze jezuity. Ta postać ozwała się: »Stawiam się na twe wezwanie, ojcze Korzeniecki; jestem Andrzej Bobola. Otwórz raz jeszcze okno twoje, a dziwy zobaczysz«.
     Chociaż nieco przestraszony, uczynił dominikanin, co mu było rozkazane i z wielkim zdziwieniem ujrzał nie ciasny ogródek klasztorny, ale niezmierną przestrzeń, rozciągającą się aż do krańca horyzontu.
     »Płaszczyzna, którą masz przed sobą – mówił dalej Wielebny Bobola – to okolica Pińska, wśród której miałem szczęście ponieść męczeństwo dla wiary. Przyjrzyj się, a dowiesz się o tym, co cię tak żywo obchodzi«. O. Korzeniecki zwrócił znowu oczy na krajobraz. Tym razem płaszczyzna była pokryta niezliczonymi batalionami Moskali, Turków, Anglików, Francuzów i innych ludów, których nie umiał rozróżnić. Wszyscy oni walczyli z zaciekłością bezprzykładną. Zakonnik nie rozumiał, co to miało znaczyć; przyszedł mu w pomoc Święty.
     »Kiedy – rzekł – ludzie doczekają się takiej wojny, za przywróceniem pokoju nastąpi wskrzeszenie Polski, a ja zostanę uznany jej głównym patronem«.
     Uradowany obietnicą o. Korzeniecki zawołał: »O mój Święty, jakże mogę mieć pewność, że to widzenie, te odwiedziny niebiańskie i ta przepowiednia nie są złudzeniem wyobraźni, snem jedynie?«.
     »Daję ci na to rękę – odrzekł wielebny Andrzej. – Widzenie twoje jest prawdziwe i rzeczywiste. Wszystko się tak stanie, jakem ci powiedział. Udaj się teraz na spoczynek, abyś zaś miał znak mojego pojawienia się, ślad mojej dłoni na stoliku twoim zostawiam«.
     To mówiąc położył dłoń na stole i znikł.
     O. Korzeniecki długo nie mógł przyjść do siebie; gdy się nieco uspokoił, podziękował Bogu i swojemu kochanemu Świętemu za otrzymaną pociechę, potem zbliżywszy się do stołu, ujrzał wyciśnięty na nim ślad prawej dłoni Męczennika. Pamiątkę tę ucałował stokroć, zanim się spać położył. Nazajutrz, ledwie się ocknął, pobiegł zaraz do stołu, aby się przekonać, azali ślad cudowny pozostał, a widząc go równie wyraźnym jak w nocy, zbył się wszelkiej wątpliwości. Za czym zwołał do swojej celi wszystkich ojców i braci klasztoru i opowiedział o niesłychanej łasce, jaka go spotkała. Wszyscy tedy oglądali wycisk dłoni przez Wielebnego dla przekonania pozostawiony.
     Że o. Korzeniecki żył w ścisłej przyjaźni z ojcami naszego Towarzystwa, uwiadomił o wszystkim jezuitów wielkiego kolegium w Połocku, między którymi znajdowałem się. Opowiadanie całego zdarzenia słyszałem na własne uszy."
Świętego Andrzeja Bobolę przedstawia się zwykle w stroju kapłańskim – czarnej jezuickiej sutannie lub w ornacie; w prawej ręce trzyma podniesiony krzyż; czasem przedstawiana jest scena jego męczeństwa. Święto jego obchodzimy 16 maja w Polsce, a poza Polską 21 maja.