Wspólnota Polska
historia
.wspolnotapolska.org.pl

św. Kinga

05.03.1234-24.07.2013

Kinga urodziła się, jako trzecia córka króla węgierskiego Beli IV z dynastii Arpadów i Marii, córki cesarza bizantyńskiego Teodora I Laskarisa. Z małżeństwa Beli IV i Marii Laskaris przyszło na świat dziesięcioro dzieci: Bela, Stefan, Małgorzata - zmarła jako jedenastoletnia dziewczynka, Kinga, Anna, Konstancja, Katarzyna - zmarła w wieku lat 5, Elżbieta, Małgorzata - zaliczona w poczet świętych oraz Jolenta, błogosławiona.
Córka królewicza Stefana, Maria wyszła za mąż za Karola, króla Sycylii i z tego małżeństwa urodził się syn, Ludwik, franciszkanin, późniejszy biskup, zaliczony w r. 1316 przez papieża Jana XXII w poczet świętych. Annę wydano za mąż za Roczysława, księcia Kroacji; Kinga została poślubiona księciu krakowsko - sandomierskiemu Bolesławowi, synowi Leszka Białego, a bratu bł. Salomei; Konstancja wyszła za mąż za księcia ruskiego Lwa; Jolenta za księcia Wielkopolski, Bolesława zwanego Pobożnym; Elżbieta została poślubiona księciu bawarskiemu Ottonowi; Małgorzatę rodzice oddali do klasztoru dominikanek.
W XIII wieku Węgry uchodziły za jedno z najpotężniejszych  i najbogatszych państw w Europie, dlatego para królewska uważała małżeństwa swoich córek raczej za okazję do umocnienia i zapewnienia mu ochrony przed grożącym najazdem Tatarów, aniżeli za związki odpowiadające pozycji majątkowej i politycznej swojego kraju. Taką postawę para królewska zajmowała
zwłaszcza w stosunku do Konstancji i Kingi, a potem Jolenty.
Daty urodzin przyszłej księżnej krakowskiej nie znamy. Przyjmowano do niedawna, że urodziła się około 1224 r., jednak najnowsze badania pozwalają tę datę przesunąć znacznie, bo aż na rok 1234. Pewne przesłanki pozwalają przypuszczać, że stało się to prawdopodobnie 5 marca.
Do zaręczyn z księciem Bolesławem, synem zamordowanego w 1227 r. w Gąsawie, księcia krakowskiego Leszka Białego, doszło w 1239 roku w Wojniczu. Kinga miała wtedy zaledwie 5 lat a przyszły małżonek 13. Zgodnie z wymogami ówczesnego prawa kanonicznego, właściwy akt zaślubin mógł odbyć się dopiero po osiągnięciu przez Kingę dwunastego roku życia, a więc po 1246 roku.
Zaręczyny odbyły się w rok po śmierci księcia śląskiego Henryka Brodatego, sprawującego opiekę nad małoletnim Bolesławem i jego matką Grzymisławą. Kiedy Leszek Biały osierocił Bolesława, ten miał za sobą niespełna 2 lata życia. O opiekę nad nim, a zarazem o władzę w księstwie krakowskim ubiegali się brat Leszka , książę mazowiecki Konrad i władający Śląskiem książę Henryk Brodaty. Rywalizacja o Kraków toczyła się przez kilka lat, szczęście początkowo uśmiechnęło się do Konrada Mazowieckiego, który opanował Kraków, a Grzymisławę i Bolesława uwięził w Sieciechowie. Udało im się zbiec i osiąść w Sandomierzu. W końcu przewagę osiągnął Henryk Brodaty, który sprawował władzę nad Krakowem i opiekę nad Bolesławem aż do swej śmierci, w 1238 roku. Władzę na Śląsku i w Krakowie objął jego syn Henryk Pobożny, zaś w otoczeniu Bolesława powstał prawdopodobnie plan zapewnienia opieki nieletniemu księciu ze strony potężnego sąsiada, króla Węgier Beli IV. Sandomierski a w perspektywie krakowski władca zyskiwał oparcie i opiekę w znacznie potężniejszym sąsiedzie, zaś król węgierski zdobywał kolejnego sojusznika w nieuchronnym starciu z Mongołami. Przypieczętowaniem sojuszu były wspomniane zaręczyny w Wojniczu, w 1239 roku. Kinga mimo dziecinnego wieku pozostała na dworze przyszłego męża w Sandomierzu, pod opieką księżnej Grzymisławy. Warto wspomnieć, że do połączenia dwóch rodzin węzłem powinowactwa doszło już wcześniej. Dla przypieczętowania zakończenia sporu polsko węgierskiego o Ruś Halicką, jeszcze za życia księcia Leszka Białego, wydano jego córkę, a siostrę Bolesława, Salomeę, za Kolomana, syna króla Węgier Andrzeja II, a jednocześnie  brata późniejszego króla Beli IV i tym samym stryja Kingi. Tak więc związek Kingi i Bolesława był tylko odnowieniem i umocnieniem dawniejszego przymierza. Kiedy w 1241 Tatarzy najechali Polskę, Bolesław wraz z Kingą schronili się w Krakowie. Jednak po klęsce rycerstwa małopolskiego i sandomierskiego pod Chmielnikiem  koło Szydłowa, Bolesław z Kingą, Grzymisławą i towarzyszącym mu orszakiem udał się na Węgry, licząc na pomoc i schronienie u króla Beli IV. Jednak zwycięstwo Tatarów nad wojskami węgierskimi w bitwie nad rzeką Sajo, w dniu 11 kwietnia 1241 r., w czasie której, na skutek odniesionych ran, zginął Koloman, brat króla Beli IV, sprawiło, że ucieczka na Węgry nie miała sensu. Ponieważ Tatarzy zajęli Węgry, król Bela IV schronił się na jednej z wysp dalmatyńskich, a Polska po klęsce legnickiej stała otworem dla najeźdźców, książęca para schroniła się, według tradycji, w niewielkim zameczku w Pieninach, zwanym dzisiaj zamkiem św. Kingi. Stamtąd droga wiodła na Morawy gdzie książęca para znalazła bezpieczne schronienie w klasztorze cystersów. Po śmierci księcia Henryka Pobożnego w bitwie pod Legnicą, Kraków zajął dawny rywal Konrad Mazowiecki, który uwięził powracającego do kraju Bolesława. Brutalne rządy Konrada w Krakowie spowodowały zbrojne wystąpienie małopolskiego rycerstwa, które uwolniło Bolesława, a 25 maja 1243 roku, w bitwie pod Suchodołem, pokonało wojska Konrada. Bolesław i Kinga osiedli w Krakowie i zajęli się odbudową zniszczonego księstwa krakowsko-sandomierskiego. Chociaż Konrad Mazowiecki jeszcze przez cztery lata, aż do swej śmierci, nie mogąc pogodzić się z zaistniałymi faktami, nie zaprzestawał nękania księstwa podjazdami, niszczeniem miejscowości i plonów, to jednak nie potrafił już odsunąć od panowania Bolesława. Najprawdopodobniej w 1246 roku, lub wkrótce potem, odbył się uroczysty ślub książęcej pary.  Kinga miała więc wówczas zaledwie 12 lat. Jeszcze przed ślubem zdołała księżna, pozostająca pod silnym wpływem ascetycznych idei rozpowszechnianych przez franciszkańską duchowość,  namówić Bolesława do zachowania czystości. Stosowny ślub oboje złożyli na ręce biskupa krakowskiego Prandoty. Przekonanie Bolesława do tak wielkiego i ostatecznego wyrzeczenia nie było łatwe i trwało kilka lat. Z czasem przyniosło księciu przydomek "Wstydliwy". Księżna Kinga włączyła się wkrótce w prowadzone przez męża dzieło odbudowy kraju po tatarskim najeździe. Na potrzeby aktywnej polityki gospodarczej księcia, oddała do jego dyspozycji znaczną część swego bardzo pokaźnego posagu. Bolesław zabezpieczył finansowo żonę nadając jej w wieczyste władanie Ziemię Sądecką, co miało miejsce w 1257 roku. Prawdopodobnie za pośrednictwem Kingi zostali sprowadzeni do Polski górnicy z Węgier, którzy rozpoczęli eksploatację bogatych złóż soli w Bochni.
W listopadzie 1259 roku Małopolskę nawiedził drugi najazd tatarski. Wśród najeźdźców byli tym razem także Rusini, Jaćwięgowie i Kumanie. Tatarzy spustoszyli ziemię sandomierską, po czym wkroczyli do Krakowa. Zamku krakowskiego nie zajęli, ale w drodze powrotnej zdobyli Sandomierz, w którym dokonali straszliwej rzezi mieszkańców. Kinga wraz z Bolesławem schronili się tym razem na zamku księcia Leszka Czarnego w Sieradzu.
W kolejnych latach panowania Bolesława księżna wspierała go swymi radami i modlitwami. Zaopatrywała  i wspierała kościoły i klasztory, ufundowała nowe świątynie w Bochni i Nowym Korczynie, przyczyniła się też znacznie do starań o kanonizację św. Stanisława. W 1260 roku przeniesiono z Zawichostu do Skały pod Krakowem, pierwszy w Polsce, ufundowany przez Bolesława Wstydliwego, klasztor klarysek. Z klasztorem tym związana była siostra księcia Salomea, wdowa po królewiczu węgierskim Kolomanie, stryju Kingi, która w 1245 r. złożyła śluby zakonne.
Księżna Kinga często przebywała w Skale pozostając pod silnym duchowym wpływem Salomei. Prawdopodobnie już wtedy powzięła myśl o wstąpieniu w przyszłości do zakonu klarysek.
7 grudnia 1279 roku zmarł w Krakowie książę Bolesław Wstydliwy. Władzę nad Małopolską po bezpotomnym księciu objął książę sieradzki Leszek Czarny. Mimo sporu Kingi z Leszkiem o panowanie nad ziemią sądecką, księżna aktem z 6 lipca 1280 roku funduje w Sączu klasztor sióstr Klarysek wraz z kościołem p.w. św. Klary. Do uposażenia klasztoru należało miasto Sącz z komorą celną oraz 28 okolicznych wsi wraz " z rzekami, młynami, sadzawkami, rybołówstwem, barciami, z wszystkimi pożytkami i przyległościami wsiom owym z dawna przynależnymi". Fundację zatwierdził w 1283 r. papież Marcin IV. Władzę księżnej nad Sądecczyzną uznał ostatecznie i Leszek Czarny uzyskując w zamian ziemię biecką i Nowy Korczyn, przekazany niegdyś Kindze przez Bolesława. Księżna Kinga wstępując do zakonu nie objęła w klasztorze funkcji ksieni. Skupiła całą energię na zapewnieniu fundacji zabezpieczenia materialnego i na budowie klasztoru. W zimie, na przełomie roku 1287/1288 przeżyła Kinga wraz z konwentem kolejny najazd tatarski, z którym do dzisiejszego dnia wiążą się liczne legendy i podania. Mniszki miały schronić się w zameczku pienińskim, który już niegdyś udzielił schronienia uciekającej w 1241 roku, przed tym samym najeźdźcą,  książęcej parze. Wydarzenia te pozostawiły liczne ślady w zachowanych żywotach św. Kingi.: "W czasie ucieczki przed Tatarami siostry, młodziutkie dziewczęta przekazywano różnym ludziom w tym i kmieciom, żeby je dla zachowania życia odstawili na wozach do zamku zwanego Pieniny. Kmiecie zaś zniechęceni z powodu zbytniego ciężaru podatków i przejęci bojaźnią śmierci, niektóre młodziutkie siostry porzucili na śniegu, w lasach i niebezpiecznych miejscach i tak je zostawiwszy uciekli. One zaś znalazły się w obliczu śmierci, rzewnymi głosami ze łzami zawodząc jak dzieci płakały; były to mianowicie: Zofia, Klara Michałowa, Salomea. Wszystkie siostry dzięki Opatrzności Bożej i zasługom szczęsnej Pani jawnie uniknęły niebezpieczeństwa śmierci i w pełni zdrowe do Pani powróciły".
"Gdy nawała tatarska się wzmagała, całą ziemię rzezią swej wrogości wstrząsnęła, szczęsna Pani wszystkich kapłanów, którzy byli wówczas razem z nią w zamku, tak zakonnych jak i świeckich zachęcała aby z gorliwością odprawiali Mszę św. i odmawiali pacierze kapłańskie, a siostry i wszystkich zgromadzonych umacniała w pobożności i wierze; dodawała ducha rycerzom swoim i wszystkim innym (mężczyznom), aby bez lęku plemieniu niewiernemu mężnie i dzielnie się przeciwstawiając bronili zamku i samych siebie. I to wszystko spełniło się w przedziwny sposób. Gdy Tatarzy we wrogich zamiarach przystąpili do zamku, nie wyrzucili w jego stronę żadnego pocisku, ani żadnej strzały, napełniając podziwem tych, którzy na to patrzyli; a to się działo dzięki zasługom szczęsnej Pani".
Inny żywotopisarz, na temat ucieczki i pobytu św. Kingi w zamku pienińskim, tak pisze: "Tak wielkiego i niebezpieczeństwa i okrucieństwa pogańskiego chcąc służebnica Chrystusowa ujść z siedemdziesiąt swoich towarzyszek zakonnic Chrystusowych i ze dwiema siostrami rodzonymi Jolentą Bolesława Pobożnego księcia Kaliskiego i Konstancją Lwa Ruskiego Książęcia pozostałymi z klasztora i miasteczka swego Sącza, której żadnej obrony nie miało do zameczku Pienin nad Dunajcem położeniem i murem warownego ujechała, a iż wiele wozów i podwodów dla wszystkich zakonniczek z klasztora być nie mogło, a poddani klasztorni, którym ten odwóz sióstr był nakazany, nagłą trwogą i ogłoszeniem bliskiego niebezpieczeństwa przestraszeni w pół drogi śnieżystej i w wielkim niebezpieczeństwie zakonniczki porzuciwszy, po górach, lasach jako kto mógł na płacz i prośby białogłowskie nic nie dbając rozpierzchnęli się. Widząc się być opuszczone i w wielkim niebezpieczeństwie położone, gdyż już i huk Tatarów goniących blisko słychać było, udały się do pomocy, ratunku dobrodziejki i przełożonej swojej B.Kunegundy, choć odległej i na zamku w Pieninach z starszymi zakonnicami będącej, której przyczynie smutnymi i serdecznymi głosy pilno się i nie daremnie poruczały. Albowiem za jej zasługą i modlitwą Zofia, Klara, Salomea i inne wszystkie siostry, choć zewsząd wojskami pogańskim otoczone i prawie w rękach ich były, zdrowo jednak i cało i bez najmniejszego urazu do zamku Pienin do matki i patronki swej przybyły z wielkim zdumieniem i podziwieniem wszystkich, że tak dziwnie okrutnych ręku pogańskich uszły, co one służebnicy Chrystusowej Kunegundy zasłudze i świątobliwości, której się poruczały przypisowały i przyznawały..."[...] "...będąc poniekąd poruszona św. Kunegunda dobrą im otuchę i pewną nadzieję o prędkim ratunku Boskim i wybawieniu z tego niebezpieczeństwa uczyniła, tylko, żeby się same do tego miały, a ufność w Panu niebieskim pokładały. Zatym się sama do gorącej i płaczliwej modlitwy udała, za którą one niezliczone wojska tatarskie potężnie szturmujące od zamku odegnała i rozproszyła, natychmiast bowiem nagłym strachem potrwożeni i jakoby szaleni, rozumiejąc, że im nierówno i że ich bardzo pogromiono zapomniawszy się i srogości swojej pogańskiej od zamku wielkim pędem uciekali i w głos to sobie przyznając i wyznawając, że nie ludzką jaką bronią, ale zakrytą niebieską mocą byli potrwożeni i odegnani".
"Nadmieniło się wyżej jako sługa Boska podczas tatarskiego na Polskę najazdu na zamek Pieniński blisko Tatarów święte wiodła swoje Zgromadzenie i Bogu zrodzone córki i sama z rodzonymi swoimi świątobliwy żywot prowadzącymi, Konstancja i Jolenta tamże się umknęła, kędy mieszkając dość długi czas, póki z królestwa ta szarańcza pogańska nie ustąpiła, po górach, polach i przerwach nieurodzajnych przechodziła się, widząc płonne, beztrawne i niepożyteczne, na których trawa ani żadne inne nie roiły się zielska, tę im u Oblubieńca Niebieskiego uprosiła łaskę, że odtąd jakoby rayską zazieleniły ozdobą. Swoją albowiem panieńską ręką różne na ten czas zasadziwszy kwiateczki dotąd je Boska konserwuje na tamtych miejscach łaska. Jest dotąd co widzieć po tamtych górach, jako rozmaite wonne kwiecia: fijołki, goździki, majerany, tulipany, rozmaryny i inne ogrodne wyrastają ziela, które na wiosnę zaraz każdorocznie ona niepłodna przedtym dostatecznie wydaje ziemia. Nie tylko na ludzką zabawę, ale też na rozmaite lekarstwa dla zdrowia ludzkiego do aptek potrzebne, których lubo tam nikt nie opatruje i owszem zawsze bydłem je opasają, dotąd jednak przez tak wiele set lat rodzić ich nie przestają z głośnym, jasnym czystości Panieńskiej Sługi Bożej świadectwem".
W 1289 roku, 24 kwietnia,  Kinga złożyła uroczyste śluby zakonne na ręce biskupa krakowskiego Pawła. Po złożeniu ślubów, zgodnie z wymogami surowej, franciszkańskiej reguły, księżna nie posiadała już żadnych dóbr, przekazując cały posiadany jeszcze majątek na rzecz klasztoru. Trzy lata później, 24 lipca 1292 roku św. Kinga zmarła po dłuższej chorobie i została pochowana w klasztornym kościele św. Klary.
Wokół sądeckiego klasztoru rychło rozwinął się żywy kult poparty licznymi łaskami i cudami. Szczególną popularnością cieszyła się Kinga wśród ludu Sądecczyzny oraz górników wielickich i bocheńskich. Mimo intensywnych starań dopiero Aleksander VIII ogłosił w 1690 r. kanonizację bł. Kingi. W roku 1715 została uznana przez Benedykta XIII patronką Polska i Litwy. Rozpoczęte wkrótce po beatyfikacji starania o zaliczenie bł. Kingi w poczet świętych przerwały rozbiory Polski. W 1844 powstało w Chicago polskie zgromadzenie Sióstr Franciszkanek od Bł. Kunegundy. W roku 1905 na prośbę biskupa tarnowskiego Leona Wałęgi papież Pius X wydał breve pozwalające na rozpoczęcie nowego procesu kanonizacyjnego uzupełniającego dotychczas zebrane dokumenty i zeznania świadków.
16 czerwca 1999 r., Ojciec Święty Jan Paweł II podczas swego pobytu w Starym Sączu wyniósł do chwały świętych Panią Ziemi Sądeckiej.

Ks. Piotr Skarga
"Żywot Świętej Kunegundy albo Kingi księżny polskiej, wzięty z klasztora krakowskiego panienek św. Jędrzeja, ręką z starodawna pisany."

"Kunegunda abo Kinga była córką króla węgierskiego Belle z matki Maryjej cesarzówny greckiej carogrodzkiej, której ojciec szedł z narodu Neronowego, a matka z narodu św. Katarzyny męczenniczki. Brat rodzony króla Belle Kolomanus był książęciem ruskim, halickim i miał za żonę Salomeę córkę książęcia polskiego krakowskiego Leszka, siostrę rodzoną Bolesława Pudyka, która jechawszy do Węgier, Kunegundę, powinną swoję, tajemnie do Polski wywiodła, aby ją za żonę dała Bolesławowi bratu swemu. Miał wtenczas Bolesław lat 12 i radę miał od matki, aby sobie innej żony nie brał, jedno tę, która by Salomie, siestrze jego, była podobna a na pierwsze się ujźrzenie jego roześmiała. I gdy mu ją z wielką pompą i dworem do kościoła przywiedziono, sprawił to Pan Bóg, iż mu się podobna siestrze jego zdała i naprzód go ujźrzawszy, wstdliwie się i wesoło ukazała, tak iż się jej wielce zaraz rozmiłował. Maluczką będąc, dała wielkie znaki przyszłej świątobliwości. Był obyczaj ten, iż królewskim dzieciom, skoro je od mleka odsadzono, dawano im Najświętsze Ciało Chrystusowe w kielichu, a iż ta, skoro się ochrzciła, przemówiła ono słowo: Ave regina coelorum, zaraz dane jej jest pierwej Ciało Pańskie w kielichu, niźli piersi skusiła. Odchowana, jeszcze nie mówiąc, u mszej świętej, do której ją z innymi dziatkami królewskimi przynoszono, nigdy nie płakała ani jeść żądała, ale oczy w niebo podnosiła, od czego odwieść gabanim żadnym nikt dziecięcia owego nie mógł. Podrastając, ucząśćiała do kaplice, równe swoje tam ciągnąc, a z kapłany, aż po końcu mszy wszystkich nie wychodząc, często modlitwy czyniła i ciało swoje młode trudziła; i kazania pamiętała, i z niego sobie nauki chowając, panny swe do nabożeństwa namawiała, aby to czyniły co ona. O rzecz żadną barziej Pana Boga nie prosiła, jedno aby ją przy czystości i dziewictwie zachował. Od młodości włosiennicę na ciele nosiła. Na weselu onym małżeńskim, do którego arcybiskupi, biskupi i wszyscy panowie zezwani byli, gdy nawiętsze wesele było, ona, jako św. Cecylija, śpiewała w sercu, prosząc o czystości zachowanie; i gdy wprowadzona była do łożnice, król jej rzekł, aby go prosiła o to, o co by chciała, iż jej odmówić nic nie miał. Tak Pan Bóg serce jego sprawił, iż jej o to spytał. A ona nie prosiła o ubiory ani o imiona i o złoto, i szaty drogie, ale o to, aby spólnie czystość chowali, Panu Bogu ją ślubując i ofiarowując. Bolesław tak zjęty prośbą oną i sam swym pytaniem ułowiony, przyzwolił do roku, tak żeby o tym nikt nie wiedział.
Ona w tym czasie, w poruczeniu świekry swojej Grzymisławy będąc, gorące nabożeństwo czyniła, do kościoła się cicho i często i boso skradając, a panny, żeby milczały , przenajmując, i całą noc tam przebywając, o co ją świekra jej często gromiła, a zwłaszcza raz w Korczynie, gdy się była do  kościoła św. Mikołaja skradła. Gdy rok minął, uprosiła u męża drugi, pilnie i gorąco prosząc, aby on rok darował Przenajświętszej Pannie, i przyczyniła sobie nabożeństwa i dobrych uczynków, ubogim służąc i ich rany i wrzody obmywając. Raz jadąc z Korczyna ku Pacanowu, potkała trędowatego, którego gdy inni mijali, ona zsiadszy i trąd jego całowawszy, na wóz go swój wzięła; czym się inne panie i panny brzydząc, śmiać się z paniej swojej poczęły i towarzystwa się z nią zarzekły; a ona o nic nie dbając, białejgłowie także trędowatej tęż posługę uczyniła. I gdy ją całowała, wnet jej usta spuchły. Mniemały drugie, aby już od niej zarażona była, ale gdy drugi raz to uczyniła, wszystka ona puchlina odeszła. Od tego nawiedzania trędowatych czart ją w Sędomierzu wojskiem psów i drugi raz wieprzów odstraszył, ale go ona krzyżem świętym odpłoszyła i posługi nabożne odprawowała.
O trzeci rok czystości była większa trudność; pokornie, pilnie, z płaczem prosiła, aby trzeci rok św. Janowi Chrzcicielowi mąż jej Bolesław darował. Gniewać się książę począł i groził przyjaźnią ku innym białymgłowom. Potym przed spowiednikiem na nią się żałował i od niego rozkazaniem i innym karaniem ciśniona była, aby powinności małżeńskiej dosyć czyniła. Już był książę kazał niejaką sobie przywodzić, już z nią nie mówił, a ona nic nie rozpaczając, modlitwie się Jana świętego Chrzciciela poruczała, którego gdy wigilija przyszła, będąc w Korczynie na modlitwie, ukazał się jej Jan święty Chrzciciel i oznajmił jej, iż wysłuchana od Boga jest, i dał jej taki znak: "Skoro z kościoła wynidziesz, potka cię książę i wesoło cię przywita, rękęć poda i uprosisz u niego wszytko"
Co się tak stało; i dziękując Panu Bogu, Kinga uczyniła taki ślub, iż kto by jej kolwiek o jaki dług albo o przyczynę za występne prosił w ten dzień, iż wszystko uczynić miała. Gdy tedy ku swym świętym myślom przyszła, w łożnicy swej zawżdy dwie białegłowy miała, które by ją budziły na modlitwę, skoro by zasnął małżonek jej; i rozsławiły one białegłowy powściągliwość onę wielką, widząc czystość wszelaką w łożnicy onej i tajemną obudwu cnotę, o co wszczeła się dla  potomstwa miedzy pany trwoga niemała. A Kinga postępowała dalej w cnotach i nabożeństwie, słuchała drugdy mszy trzydzieści na dzień, dyscypliny i biczowania żelaznym łańcuszkiem czyniła. Mąż jej tedy, gdy na Tatary jechał, wielkie mu zwycięstwo uprosiła i miała zjawienie, bo święty Gerwazyjus i Protazyjus ukazał się jej , wygraną bitwę obiecując; i widziano je w bieli, a oni wojsko tatarskie gromili i żaden nie zginął z wojska jego, ani był pojman.
Jałmużny wielkie czyniła, wiele złota kładąc na ołtarze; w dzień kwietny, sukni, w której w kościele była, wychodząc, na cześć Ukrzyżowanego na ofiarę kładła; w Wielki Piątek czterdzieści ubogich karmiła, umywała odziewała, darowała. Gdy do klasztoru Salomee św. Klary wchodziła, w drogą się szatę ubierała i tam ją na ofiarę zostawiała. Zalecając jednę białągłowę do klasztoru, nie bardzo do tego sposobną, Duchem świętym prorokowała, iż inne życie doskonałością przechodzić miała. Co się tak stało. W drodze żadnego kościoła nie minęła, aby ofiary do niego posłać nie miała, a gdzie był Naświętszej Panny, Matki Bożej, do niego pieszo szła i boso po nagorszej i naostrzejszej drodze. W Skarzyszowie, gdy wniść do kościoła chciała, czart się jej w osobie baby wyższej niźli kościół ukazał; krzyknęli inni z bojaźni, a ona go krzyżem świętym odpędziła i kościół się jej sam otworzył.
W Węgrzech, ojca swego króla Bellę nawiedzając, uprosiła u niego górę jednę soli i tam w nię pierścień swój wrzuciła. A potym, gdy się w Bochniej w ziemi krakowskiej żupy otworzyły, w pierwszym bałwanie, który wykopano, pierścień się on jej znalazł; który ujźrzawszy Kunegunda i poznawszy, dziękowała Panu Bogu, który dziwy czyni tym, którzy Go miłują. W tenże czas w Węgrzech będąc, gdy się na ojca jej tajemnie poddani zmawiali i zabić go chcieli na jednym obiedzie u Pawła niejakiego, ona o tym się dowiedziawszy, miedzy one złe ludzie bieżała i trzydzieści mieczów z ręki im wydarła, i swoim dworzanom podała, i ojca z onego miejsca wywiodła. Wróciwszy do Polski, w ostrym żywocie i jałmużnach rosła; która jej szata nalepiej przystała, tę wnet na ofiarę Panu Bogu dawała i którykolwiek klejnot ją w oczach ludzkich zdobił, ten zaraz zdjąwszy, na ozdobę kościoła darowała. Gdy ją z urody chwalono, brukała twarz i mazała. Jeszcze za żywota męża swego, za jego dozwoleniem, uczyniła profesyją przy śpiewanej mszej w ręku ministra na regułę św. Franciszka w Krakowie, i tak żyła w posłuszeństwie spowiednika, wszystko co zakon wyciągał , wypełniając. Przed profesyją kazał jej mąż mięso jadać i źwierzynę i wino pić, ale gdy na rybach przestawała, chcąc ją karać książę, a kosztując co jadła, uczuł w rybach smak mięśny i od tego czasu dopuścił jej nabożeństwa, jako ona rozumiała, w jedzeniu używać. Spowiednik jej boso chodzić zakazował, a ona u trzewików podeszwy rzezała i w rzeczy w trzewikach chodziła; o co jej spowiednik dał pokutę, aby na ziemi, zawiesiwszy one trzewiki na szyi,siedziała, co ona pokornie wypełniła. Cały poranek na modlitwie trawiła; po obiedzie robiła ręką kościelne ochędóstwa i tak z mężem przez lat czterdzieści w czystości świętej przeżyła.
A gdy jej mąż umarł, jeszcze go nie pogrzebawszy, jawnie ubiór mniszek świętej Klary św. Franciszka na się oblokła w dzień św. Melchijada. A gdy się ponownie na pogrzeb królewski zjechali, prosili ją, aby ich nie opuszczała, a państwo sprawowała, abo kogo od siebie na nie naznaczyła. A ona na rozmysł sobie wziąwszy, a prosząc, aby we wdowim ubierze przyść miedzy nie mogła, szła w dom jednej nabożnej panny, na imię Marty, wespołek z siostrą swoją Bolentą księżną Wielkiej Polski i tam wziąwszy prześcieradło męża zmarłego, rozerżnęły je i pokryły pokorne głowy swoje jako mniszki, i wyszły na pogrzeb Bolesława do chóru Franciszkanów w Krakowie. A gdy je panowie i lud wszystek tak ujźrzał, wielce płakać począł, mówiąc: "Oboje zaraz umarli, król śmiercią, a królowa zakonem". Płakały modląc się za duszę umarłego, tak iż od łez pokrycia głowy ich zzieleniały.
Po pogrzebie, z niewczasów i życia surowości, z ciała Kunegundy pot krwawy płynął. I udała się do Sącza, gdzie miała wiano swoje. Tam klasztor zbudowała i św. Klary zakon założyła. Wiele szlacheckich panienek i z prostych domów nazbierawszy, fundowała i dobrze imiony opatrzyła, aby się w nim służba Boża działa na pomoc wszystkiego chrześcijaństwa, i żywych i umarłych. Tam służyła pokornie wszystkim siostrom, tydzień swój trzymając i naczynia umywając. Jeszcze z mężem będąc, wiele ludzi od grzechu odwodziła i z paszczęki czartowskiej wywodziła; sierot wiele opatrowała, ubogim pogrzeby sprawowała i matką wszytkim utrapionym była.
Brat jej cioteczny, syn króla węgierskiego Stefana, Jędrzej, wygnany z ojczyzny, do Polski, do ciotki swej przyjechał tajemnie; poznany, na rozkazanie brata swego od Węgrów utopiony był w Nidzie miedzy Wiślicą i Korczynem. Ciało jego do Sącza przyprowadzić kazała i modliła się pilnie z siostrami. Trzy z nich widziały w jej komórce światłość wielką; i gdy znaki pewne były ożywienia umarłego, ona za nogi go trzymając rzekła: "Leż, leż w pokoju". I gdy odeszła, znaki pierwsze śmierci ukazały się. Pytano jej, czemu ożyć mu nie dopuściła, ona rzekła, iż "mi trzy rzeczy Pan Bóg objawił: jednę, iż nie umarł w grzechu śmiertelnym, w który potym żyjąc mógł wpaść, k temu, iż wiele krwie chrześcijańskiej dla niego rozlać się miało", a iż tym cudem bać się jej było potrzeba, żeby się w pychę nie podniosła i wszystkiego zebrania duchownych skarbów nie utraciła.
Miała osobne nabożeństwo na każdą niedzielę w wspominaniu Pańskiego Zmartwychwstania i dlatego płakać w pokucie w ten dzień nie chciała; a którą naprzód siostrę potkała w ten dzień, pozdrawiała ją, mówiąc: "Chrystus zmartwychwstał"; i gdy siostra odpowiedziała: "Zaiste zmartwychwstał", całowała ją nabożnie. Jej całowanie sióstr było drugdy z cudami, bo się po nim choroby leczyły. W modlitwie drugdy od siebie odchodziła i Ciała Pańskiego na mszy drugdy nie widziała, o co się wielką pokutą karała, mniemając, aby to za jej grzechem pochodziło. Wiele ornatów i kościelnego drogiego ochędóstwa do kościołów rozsyłała. Za jej nabożeństwem, przyczyną, staraniem i Bolesława męża namawianiem, gdy św. Stanisław cudy słynąć począł, do kanonizacyjej jego przyszło - sama z biskupem krakowskim Prokopem i innymi duchownymi ręką swoją kości jego podniosła i łzami polewała - roku Pańskiego 1263 od Innocencyjusa czwartego. Wiele czartów z ciał ludzkich wyganiała, a mianowicie od tego gabania Siestrzemiła niejakiego modlitwą swoją wybawiła. Zmówili na nią bracia św. Franciszka (które w Sączu Starym osadziła i fundowała opatrując wszytkimi potrzebami), jakoby z swoim spowiednikiem Boguchwałem tegoż zakonu w grzech nieczysty wpadła; i zaraz starszy napisał, aby Boguchwał, ujźrzawszy ten list, gdzie by go jedno potkał, zaraz szedł do starszego. Oddano mu go, gdy świętej słuchał spowiedzi, i wnet i rozgrzeszenia jej nie dawszy, jako syn posłuszeństwa wstał i tylko brewijarz wziąwszy, pobieżał. Dano jej innego spowiednika Piotra Odrawca Czecha tegoż zakonu; przed którym, gdy wszytkiego żywota spowiedź czyniła, pytał ją o on jej grzech z Boguchwałem. Ona cierpliwie powiedziała: "Ojcze wielebny, jać się z tego nie wymawiam, ale Ten, co tajemnice serc wszytkie widzi, wie i świadom jest wszytkiego" - i to rzekszy, szła do kapliczki swej i krzyżem padszy, na ziemi leżała, dziękując Panu Bogu za ono doświadczenie i potwarz. Spowiednik okienkiem wejźrzał i ujźrzał ją wielką światłością ogarnioną, tak iż patrzeć nie mógł, i wnet do braciej bieżał, i wołał na nie: "Zgrzeszyliście na Boga i przeciw tej świętej, i ja z wami, i niewinnegoście brata osławili". I powiedział, co widział, mówiąc: "Bych był trochę dłużej patrzył, ślepym bych był został".
Czasów jej Tatarowie wszytkę Polskę wojowali; a Leszko książę, uciekając do Węgier, pilnie się modlitwie św. Kunegundy zalecał; która ze swoimi pannami uciekając z Sącza, zamknęła się była na zameczku Pieniany nazwanym, do którego gdy przyszli Tatarowie, długo pod nim leżeli, a żadnej szkody i w budowaniu nie uczynili. Tam w oblężeniu, gdy jej wina nie zostało, które z wodą pijała, nic innego pić nie mogąc, dwa młodzieńcy dwie flaszy wina przynieśli do zamku, których wnet naleźć i widzieć nie możono. Bez wątpienia aniołowie to byli.
Rok prze śmiercią barzo chorzała i w niemocy onej ustawicznie chwaląc Chrystusa i dziękując za dobrodziejstwa, widziała św. Jana Ewanjelistę i Salomeą, a oni ją cieszyli; i blisko wyszcia swego rzekła do stojących sióstr: "Ustąpcie się". Spytały: "Dlaczego?". A ona rzekła: "Nie widzicie św. Franciszka? - oto do mnie idzie cieszyć mię". Chwaliły Boga siostry, a ona modląc się Panu Bogu, a wiedząc o swoim dokonaniu, mówiła: "Panie Jezu Chryste, wszytkom od Ciebie miała na tym świecie, nikomu tego nie wracam jeno Tobie i służebnice te Twoje, którem zebrała, Tobie zostawuję i Twojej się obronie polecam". I do sióstr mówiła: "Namilsze córki, jeśli trwać w tej świątobliwości, w której was zostawuję, będziecie i społeczną miłość zachowacie, i towarzystwem się nieprzystojnym, zwłaszcza mężczyzny, zbrzydzicie, obiecuję wam i od Pana Boga ślubuję, iż chwała Boża aż do dnia sądnego z tego klasztora nie wynidzie".
Po śmierci męża swego mięsa nigdy nie jadła, we śrzody i w piątki na chlebie samym wieczór przestawała, toż i w sobotę czyniła. W łaźni się nigdy nie myła i twarzy wodą nie umywała, chyba do stołu Bożego idąc, abo gdy była potrzeba wielka. W wigilię Panny Maryjej trochę opłatków jadła. Przed północą wstając, zawżdy modlitwę czyniła, aż do zorze, przed krucyfiksem w komorze i w kościele. A poczynając modlitwę pierwej serce żegnała, mówiąc ono z Psalmu: "W Zakonie Pańskim serce jego i o nim rozmyślać będzie we dnie i w nocy", i po tym wszystko ciało żegnała mówiąc: "Stanie się jako drzewo szczepione wedle wody" i zasię głowę żegnając, mówiła: "List z niego nie opadnie i cokolwiek pocznie, szczęścić mu się będzie". Potym nisko się kłaniała i zasię na ziemię upadając, hojne łzy wylewała.
Takież przy słuchaniu mszej trzykroć króbeczkę jednę łzami nalewała. Poty siostrom służyła, opatrując co której potrzeba, w piecach paląc, i inne wzgardzone posługi ochotnym sercem opatrując. Po komplecie milczenie zachowała, tylo znakami mówiąc. Po wieczerzy czytała i powiadała żywoty świętych, i wielkim się nabożeństwem na nich zabawiała, z zwłaszcza św. Antonijusa i innych, z których wielką pociechę brała. W chórze im jej lepiej siostry śpiewały, tym się wyżej w niebo myślą podnosiła, jako by między anioły stała i z ust jej dziwnie wdzięczne śpiewanie i jakoby rozmaite wychodziło. Ku aniołom świętym wielkie miała nabożeństwo. Będąc czystą panienką, a męża nie znając, nie chciała być miedzy pannami, ale miedzy wdowami. Co gdy jej wymawiał spowiednik jej Boguchwał, iż źle poświęcona była, ponieważ czystą dziewicą, a nie wdową zostawała, ona pokornie przed nim padała, prosząc aby nikomu nie powiadał. Lecz gdy ten Boguchwał umierał, przyzwać kazał ludzi wiele płci obojej i rzekł: "Oto ja idę drogą wszystkich ludzi, wiedzcie, iż pani Kinga, będąc w małżeństwie, dziewicą została, a miejcie ten znak: na miejscu tym, gdzie dziś sukno przedają, pokrzywy i trawa na nim róść będzie". Co się potym stało, bo miasto przeniesione jest. Duchem prorockim powiadała, iż miedzy siostrami ona pierwej z tego świata ziść miała. Umarła miedzy siostrami, wziąwszy wszystkie Sakramenta, w wigiliją św. Jakuba roku 1292. Wonność wielką po śmierci siostry uczuły, wiele ich widziało w objawieniu duszę jej w niebo idącą; miedzy innymi Chryzantus kanonik wiślicki, chodząc po cmyntarzu, słyszał głosy anielskie, śpiewające Regnum mundi etc. Po śmierci cudy słynęła, o których tamże jest szeroko wypisane. Na cześć Bogu w Trójcy jedynemu. Amen".