Wspólnota Polska
historia
.wspolnotapolska.org.pl

dr Gabriel Jan Mincewicz - Problemy oświaty w rejonach Litwy Wschodniej

Problemy oświaty w rejonach Litwy Wschodniej


Referat dr Gabriela Jana Mincewicza na międzynarodowej konferencji
"Oświata w środowisku wielokulturowym - doświadczenia krajów Europy"

Na Litwie, jak również w wielu krajach Europy i świata, na niektórych terenach zwarcie zamieszkuje ludność narodowości innej, niż tytułowa litewska. Największą mniejszością narodową są tu Polacy. W rejonie wileńskim stanowią oni 61,3%, zaś w rejonie solecznickim - 78,9% ludności rejonu. Od wieków przebywająca tu ludność chce uczyć i wychowywać swoje dzieci w języku ojczystym. Ma na to pełne prawo w świetle Konstytucji Republiki Litewskiej oraz ratyfikowanych przez Sejm konwencji międzynarodowych. Na Litwie są czynne 123 szkoły z nauczaniem w języku polskim (dalej zwane krótko "szkoły polskie"). Do tej liczby wchodzą również szkoły mieszane. Wśród nich jest 6 gimnazjów, 34 szkoły średnie, 44 podstawowe, 37 początkowych oraz 2 domy dziecka. Liczba uczniów w tych szkołach jest raczej stabilna (jeżeli nie uwzględniać wahań demograficznych).

Samorządy rejonu wileńskiego, jak też solecznickiego stwarzają dzieciom różnych narodowości niezbędne warunki do nauki w języku ojczystym. W rejonie wileńskim działa 58 szkół polskich oraz 44 litewskie. Litewskich placówek oświatowych jest znacznie więcej, niż wymagałyby stosunki procentowe. (Litwini stanowią 22,4% ludności rejonu.) Mimo to samorząd stara się dla wszystkich stworzyć warunki do pobierania nauki w tym języku, w jakim sobie życzą dzieci bądź ich rodzice. Jednak osiągnąć ten cel jest bardzo niełatwo. W trudnych warunkach pracują zwłaszcza szkoły mniejszości narodowych, ponieważ ich sytuacja jest znacznie trudniejsza niż szkół litewskich.

Litewskie przysłowie mówi: "Bądźmy biedni, lecz sprawiedliwi". Spójrzmy więc mężnie prawdzie w oczy. Zacznijmy od "koszyczka ucznia", jako trybu finansowania procesu nauczania. W szkołach mniejszości narodowych jest więcej przedmiotów szkolnych (język ojczysty, literatura, historia, kultura narodowa itp.). Są więc dodatkowe godziny lekcyjne, podręczniki, literatura metodyczna, pomoce poglądowe, urządzenie pracowni przedmiotowych, potrzeba podnoszenia kwalifikacji pedagogicznej nauczycieli itp. Wszystkie te dodatkowe wydatki są opłacane z tegoż koszyczka.

Jednak w rejonach wileńskim i solecznickim szkoły mniejszości narodowych nie otrzymują żadnego dodatku do koszyczka w porównaniu ze szkołami litewskimi. 10-procentowy dodatek stosuje się zarówno dla szkół mniejszościowych, jak też dla litewskich, które nie mają ani dodatkowych przedmiotów, ani dodatkowych podręczników bądź nauczycieli. Z kolei podręczników dla szkół mniejszościowych brakuje, zaś te, które są wydawane, kosztują o wiele drożej. Państwo nie tylko nie finansuje wydawania podręczników dla szkół mniejszości narodowych, jak to się robi, na przykład, w Polsce, lecz nawet nie pokrywa różnicy kosztów między podręcznikami dla szkół litewskich i szkół mniejszościowych. Niepokój wywołuje zwłaszcza to, że wbrew założeniom Konwencji o Ochronie Praw Mniejszości Narodowych (art. 22) oraz Traktatu Polsko-Litewskiego, gdzie wskazuje się, że sytuacja mniejszości narodowych nie może ulegać pogorszeniu, lecz ma stale się polepszać, w polityce oświatowej Litwy, poczynając od 1990 roku, czyni się krok po kroku, by sytuację tę pogarszać.

Do takich restrykcji, skierowanych na pogorszenie warunków pracy szkół mniejszości narodowych na Litwie, należy odnieść:

  • nierówne (znacznie mniejsze) finansowanie szkół mniejszości narodowych w porównaniu z litewskimi, wynikające z niesprawiedliwie kształtowanego koszyczka ucznia, o czym powyżej wspomniałem;
  • znacznie hojniejsze finansowanie szkół litewskich, które wynika ze zróżnicowanego podporządkowania, gdyż szkoły mniejszości narodowych są finansowane ze skromnego budżetu samorządowego, zaś szkoły litewskie - przez rząd;
  • niczym nie uzasadnione zlikwidowanie egzaminu maturalnego z języka ojczystego, nie zważając na masowy protest ze strony społeczeństwa polskiego i zebrane 50 tysięcy podpisów. Tak z językiem ojczystym nie postępują w żadnym kraju europejskim.
    Poza tym, władze oświatowe demonstracyjne pokazały, że mają w nosie jakiekolwiek życzenia rodziców uczących się dzieci;
  • absurdalne dążenie do ujednolicenia wymagań na egzaminie z języka litewskiego dla uczniów szkół mniejszości narodowych i dla uczniów szkół litewskich;
  • masowe zamykanie szkół mniejszości narodowych, zwłaszcza polskich w tych rejonach, gdzie Polacy nie stanowią większości w radzie rejonowej i nie mają wpływu na decyzje samorządów (w rejonach trockim, szyrwinckim, w mieście Wilnie);
  • nieuzasadniony zakaz używania języka mniejszości narodowych w szkołach podczas zebrań, w napisach informacyjnych, w dokumentacji miejscowej;
  • podpisana przez ministra oświaty wbrew protestom społeczności polskiej dyskryminacyjna tzw. "Strategia oświaty polskiej na Litwie", która jest daleka od relacji parytetowych z przyjętą o 2 lata wcześniej w Polsce "Strategią oświaty litewskiej w Polsce".
A ponadto szereg innych podobnych posunięć.

Szczególnie dyskryminujące jest zróżnicowane podporządkowanie i nierówne finansowanie w zależności od narodowości uczniów. W rejonie wileńskim i solecznickim szkoły mniejszości narodowych należą, jak i być powinno, do samorządów. Skromne budżety samorządów określają nędzne bytowanie tych szkół.

Natomiast szkoły litewskie - to przeważnie szkoły powiatowe, które do samorządów nie należą. One, jak święte krowy, mają osobny status i wchodzą do struktur rządowych. Są znacznie lepiej uposażone, dla nich wznosi się ekskluzywne budynki szkolne, znacznie przekraczające zapotrzebowanie, urządza się baseny, posiadają więcej autobusów szkolnych, dostają więcej funduszy rządowych, są na wszelkie sposoby otaczane szczególną troską i opieką. Tymczasem jedna z największych szkół mniejszości narodowych rejonu wileńskiego - gimnazjum im. K. Parczewskiego w Niemenczynie - dotychczas nie posiada nawet żadnej auli. Zróżnicowane podporządkowanie szkół i nierówne ich finansowanie nie tylko jest w rażącej sprzeczności z Konwencją o Ochronie Praw Mniejszości Narodowych, lecz również przeczy Konwencji Praw Człowieka, już nie mówiąc o zwykłej ludzkiej uczciwości i jakiejkolwiek sprawiedliwości. Takiego systemu nie znajdzie się w żadnym cywilizowanym państwie w Europie ani na świecie.

Odrębna sytuacja dyskryminacyjna występuje w kwestii kompletowania klas i obowiązującej liczby uczniów w klasie. Zgodnie z uchwałą Ministerstwa Oświaty nr 746 z dn. 14.06.2004 obowiązują normy co najmniej 10 uczniów w klasach 1-10 oraz 15 uczniów w klasach 11-12. Te wymagania są nierealne zwłaszcza dla miejscowości wiejskich, gdzie równolegle nauczają szkoły w trzech językach. Za nieprzestrzeganie tej uchwały pełnomocnik rządowy podał samorząd rejonu wileńskiego do sądu. Pozwany wygrał proces w sądzie pierwszej instancji. Wtenczas pełnomocnik rządowy wniósł apelację. Obecnie sprawę rozpatruje sąd drugiej instancji. Na ławie oskarżonych - samorząd, przestępca, "wróg ludu". Za to, że ze wszystkich sił i możliwości stara się dla wszystkich dzieci stworzyć możliwość uczenia się w wybranym języku. W jakim jeszcze cywilizowanym kraju znajdziecie podobną sytuację? Jednak prawo to obowiązuje tylko szkoły mniejszości narodowych.

Szkoły litewskie świetnie prosperują, mając nawet po 1-2 uczniów w klasie. Ich nie dotyczą żadne przepisy. Spójrzmy na parę przykładów liczebności szkół litewskich rejonu wileńskiego w 2007 roku. W czterech klasach początkowych (I-IV) szkół litewskich uczy się łącznie:

- w Bujwidzach - 8 dzieci,
- w Suderwie - 8 dzieci,
- w Duksztach - 6 dzieci,
- w Mościszkach - 5 dzieci,
- w Kabiszkach - 4 dzieci (nie ma żadnego w kl. 1)
- w Rudowsiach - 3 dzieci.

Pomimo tak małej liczby uczniów samorząd rejonu wileńskiego nie zamyka tych placówek oświatowych. W ogóle w rejonie wileńskim, gdzie w radzie rejonowej większość stanowią Polacy, od 1990 roku nie dokonano zamknięcia żadnej z litewskich szkół, nawet najmniej liczebnej. Chociaż, oczywiście, małe szkoły są brzemieniem dla budżetu rejonowego. Natomiast w innych rejonach, gdzie Polacy nie stanowią większości w radach rejonowych (w trockim, szyrwinckim, w mieście Wilnie), wiele "kuźni wiedzy", znacznie zresztą liczebniejszych, zostało zamkniętych.

Jak to pogodzić z Konwencją Praw Człowieka lub Konwencją o Ochronie Praw Mniejszości Narodowych, której art. 12 głosi "Strony zobowiązują się stworzyć jednakowe możliwości dla osób należących do mniejszości narodowych do nabycia wykształcenia na wszystkich poziomach"? Albo jak odpowiada to zasadom parytetowym w stosunku do szkolnictwa litewskiego w Polsce bądź praktyki w innych krajach Europy i świata?

W Polsce "koszyczek ucznia" dla szkół litewskich jest zwiększany o 50, 100 czy nawet 150 procent w zależności od miejscowości oraz liczby uczniów w szkole. W czerwcu 2005 roku przyjęto tam "Strategię oświaty litewskiej w Polsce", którą uzgodniono ze społeczeństwem litewskim i którą zaaprobowały tamtejsze organizacje litewskie. Ta strategia przyznaje szkołom litewskim w Polsce szereg przywilejów. Tymczasem na Litwie dotychczas takiej strategii nie ma. Obowiązuje jednostronnie podpisana przez ministra dyskryminująca polskie szkolnictwo strategia, przeciwko której energicznie protestowało społeczeństwo polskie oraz polskie organizacje. Rozkazem ministra zlikwidowano też egzamin maturalny z języka ojczystego. A ostatnio, jakby drwiąc z żądań społeczności mniejszości narodowych, w projekcie przewidziano nawet zniesienie zaliczeń i sprawdzianów z języka ojczystego: zarówno w szkole podstawowej, jak też w klasach maturalnych.

Jak powiedział nam dyrektor litewskiej szkoły "Ziburys" w Sejnach Vaičekauskas, gdzie byliśmy niedawno z delegacją pracowników oświaty, w Polsce kończący gimnazjum uczniowie litewskich szkół wcale nie muszą nawet składać egzaminu z języka państwowego (polskiego), natomiast egzamin z języka ojczystego (litewskiego) obowiązuje zarówno w szkole podstawowej, jak i na maturze. Ciekawe są ponadto zasady oprawy plastycznej i językowej tej szkoły. Wszystkie napisy są tu wyłącznie w języku litewskim. Jedyny w języku państwowym (polskim) znalazłem na... gaśnicy przeciwpożarowej (napis oczywiście fabryczny). W głównym holu - portret Vincasa Kudirki, hymn i godło Republiki Litewskiej. I nic poza tym. Żadnej symboliki państwowej. I nikt nie robi im za to wyrzutów. Bo czy przez to upadnie państwowość Polski? Na pewno nie. Dlaczego więc u nas jest paniczny strach, aby, broń Boże, w polskiej szkole nie umieszczono gdziekolwiek symboliki Państwa Polskiego? Od razu zagrożenie dla państwowości? Czy nie demonstrujemy przez to przede wszystkim swego prowincjonalizmu?

Na ogół w krajach Europy sytuacja prawna szkół mniejszości narodowych jest zgoła inna. W dniach 17-23 września br. administracja naczelnika powiatu wileńskiego wraz z Ministerstwem Oświaty RL zorganizowały niezwykle ciekawą i interesującą podróż metodyczną "Przodujące doświadczenie krajów Unii Europejskiej w organizowaniu oświaty mniejszości narodowych". Zwiedziliśmy szereg szkół mniejszości narodowych w Polsce, Czechach, Francji. Cośmy tam zobaczyli? Całkiem odmienną od naszej sytuację tych szkół.

W województwie opolskim zwiedziliśmy szkołę niemieckiej mniejszości narodowej, gdzie również egzaminy maturalne są obowiązkowe zarówno z języka państwowego, jak też z języka wykładowego (niemieckiego). Co więcej, egzaminy z innych przedmiotów, również z matematyki, na maturze uczniowie muszą składać w języku wykładowym. To samo widzieliśmy też w innych państwach. W szkole niemieckiej w Strasburgu (Francja) abiturienci mają egzamin zarówno z języka państwowego (francuskiego), jak też z wykładowego (niemieckiego), zaś na wszystkich egzaminach obowiązuje niemiecki. Te same zasady honorowane są w szkołach duńskiej mniejszości narodowej w Niemczech, w szkołach włoskich w Austrii, w szkołach węgierskich w Słowacji, szwedzkich w Finlandii i praktycznie we wszystkich krajach Europy.

Przypomnijmy, że w Polsce minimalna norma uczniów w klasie wynosi 7, nie zaś 10 jak u nas i przy 7 uczniach w klasach nie zostają one łączone. Poza tym, w Polsce łączenie klas jest dozwolone tylko do poziomu klasy 6. Poczynając od klasy 7 klas się nie łączy niezależnie od liczby uczniów. I nikt ich nie podaje za to do sądu, że klasa mniej liczebna. Bo tak stoimy przed widmem pełnego absurdu. Natomiast wykładającym przedmioty w języku mniejszości narodowej nauczycielom zarówno w Polsce, jak i w Czechach wypłaca się dodatek do gaży w wysokości 20%.

Skorzystajmy więc z przodującego doświadczenia krajów Unii Europejskiej w organizowaniu oświaty mniejszości narodowych, jak głosi temat naszej konferencji. Czy aby konferencja się zakończy i niczego się nie nauczymy? Godna uwagi jest tendencja wzrostu rzesz uczniowskich szkół mniejszości narodowych w różnych krajach. Na przykład, w tymże województwie opolskim w roku 1993 były 24 niemieckie szkoły podstawowe, zaś w 2006 - już 186. Gimnazjów w 2001 r. było 34, w 2007 - 57. Ten wzrost najbardziej widoczny jest na przykładzie przedszkoli: w 2004 r. było 14 niemieckich przedszkoli z 410 dziećmi, dziś natomiast jest 51 przedszkoli z 1242 dziećmi. Rośnie prestiż i popularność szkół mniejszości narodowych w różnych regionach Europy i świata, zwłaszcza tam, gdzie zwarcie zamieszkują mniejszości narodowe. Natomiast rządy tych państw stwarzają jak najdogodniejsze warunki i nie dążą do ich asymilacji.

Jak usłyszeliśmy z wypowiedzi Ziliusa, dyrektora szkoły litewskiej w Solecznikach, już nie robi się tajemnicy z tego, że szkoły litewskie buduje się takie, aby "posiadały dużą siłę przyciągania" dziatwy innojęzycznej. Właśnie, budując ekskluzywne szkoły litewskie w miejscowościach, gdzie Litwinów jest mało, albo ich nie ma wcale, usiłuje się nie tylko stworzyć wyjątkowe cieplarniane warunki dzieciom litewskim, lecz też przyciągnąć dzieci innych narodowości. Gdy nie pomaga reklama ani namowy, stosuje się przekupywanie rodziców. Dochodzi nawet do tego, że urządza się łapanki na dzieci szkół mniejszości narodowych, które siłą zawozi się do litewskiej szkoły. To są autentyczne fakty. Mamy już, niestety, gorzkie owoce tej polityki. W niektórych takich szkołach usiłuje się stworzyć wychowankom wesołe życie, zaniża się wymagania, stawia się zawyżone stopnie. Dzieciom to na początku się podoba. Lecz do czego to prowadzi? Jaka będzie ich wiedza? Dokąd wstąpią po ukończeniu "nauki" w takiej szkole?

To wychodzi na wierzch podczas egzaminów, gdy nie udaje się zatuszować rzeczywistego nieuctwa. Oto wyniki egzaminów z języka litewskiego w szkołach rejonu solecznickiego z roku 2001 r. W polskich ze 149 uczniów egzamin złożyło134 (87%), zaś w litewskich z 51 uczniów poradziło zaledwie 22 (43%). W takich szkołach częstokroć usiłuje się innojęzycznych przerobić na Litwinów. Aczkolwiek w takich wypadkach najczęściej wychodzą z nich nieudani "internacjonaliści", beznarodowościowcy. Przecież zarówno język jak też kultura, historia, nie są dla nich swoje. Wszystko jednako obce i nic nie lgnie do serca. Ich psychika jest okaleczona. Mamy już niejeden przykład, gdy po roku, a nawet dłuższej takiej "nauce" w szkole litewskiej rodzice zabierają swe pociechy na powrót do szkoły mniejszości narodowej, gdzie trafiają oczywiście do co najmniej o rok niższej klasy, żeby nadrobić program. Po co więc zużywa się tyle wysiłku i funduszy na psucie ludzi?

Zwróćmy ponadto uwagę na wypowiedź dyrektora Ziliusa na temat ewentualnej nauki języka ojczystego w takiej szkole. Zapytano go na konferencji, dlaczego w jego litewskiej szkole, gdzie 86% stanowią innojęzyczni, brak dla nich lekcji ojczystego języka, chociaż o tym rozmowy się toczą już od dawna. Odpowiedź była krótka i jasna: nie ma na to zapotrzebowania. I tu wszystko stanęło na swoje miejsce. Tam już nie ma na to zapotrzebowania! Oto jak w takiej szkole będzie zachowana tożsamość narodowa, język, kultura i inne wzniosłe pojęcia. A gdyby tam wprowadzono lekcje ojczystego języka? Czy to rozwiązałoby problem? Nie udawajmy naiwniaków.

Absolwenci polskich szkół na Litwie swobodnie władają językiem państwowym, bez trudności wstępują na wyższe uczelnie i doskonale tam sobie radzą. Z każdym rokiem coraz więcej ich dostaje się na wyższe uczelnie. W 2006 roku uczyniło to 68,3% maturzystów. W roku bieżącym liczba ta wzrosła nawet do 75,9% To jest wskaźnik wyższy od średniej krajowej.

Dowodzi się słyszeć ze strony rodziców, że restrykcje przeciwko szkolnictwu mniejszości narodowych powodowane są zazdrością. Zostawmy te szkoły w spokoju, nie wymyślajmy wciąż nowych sposobów, jak utrudnić im życie. Tyle mamy rzeczywistych problemów w dziedzinie oświaty. Rozwiązujmy lepiej je, zamiast sztucznie tworzyć nowe. Uczniowie szkół mniejszości narodowych doskonale integrują się do życia kraju bez nieproszonej pomocy od zewnątrz. Mamy tu na konferencji żywy przykład. Szanowny prelegent dyrektor Instytutu Pracy i Badań Społecznych Litwy dr doc. Bogusław Grużewski nie uczył się w żadnej litewskiej Szkole Tysiąclecia. Od 1 do 12 klasy pobierał naukę w polskiej Wileńskiej Szkole Średniej nr 19 (obecnie nosi ona imię W. Syrokomli). Czy jest potrzeba jego integrowania? Zresztą, języka litewskiego mógłby on pouczyć niejednego z tu obecnych. Oto jak szkoły polskie przygotowują swoich wychowanków do życia i pracy dla Litwy. Takie przykłady można mnożyć. Nie przykrywajmy się więc pięknymi słówkami o integracji, gdy w rzeczywistości mamy inne niecne zamiary.

Do poronionych pomysłów należy zaliczyć dążenie do ujednolicenia egzaminów maturalnych z języka litewskiego. Nonsensem jest próbować ujednolicić wymagania egzaminacyjne z języka litewskiego dla Litwinów (dla których ten język jest ojczysty) i dla uczniów szkół mniejszości narodowych (u których język ów jest wyuczony i nigdy nie zostanie ojczystym). O tym dobrze wypowiedział się socjolog, prof. dr hab. Gediminas Merkys, który na zamówienie Ministerstwa Oświaty przeprowadził gruntowne badania sytuacji językowej na Litwie Wschodniej. On, jako doświadczony socjolog, napisał w tej kwestii o wynikach badań jasno i niedwuznacznie: "Stosowanie tych samych norm konkurencyjnych na egzaminie z języka zarówno dla osób litewskiego pochodzenia, które w rodzinie rozmawiają po litewsku, naukę z wszystkich przedmiotów pobierają w języku litewskim, jak też dla osób mniejszości narodowej, które w rodzinie po litewsku nie mówią, które przedmioty szkolne mają w języku nielitewskim, byłoby nie całkiem poprawne i po części dyskryminujące (...) Ujednolicenie wymagań egzaminacyjnych z języka litewskiego dla szkół litewskich i nielitewskich będzie miało sens tylko wtenczas, gdy przedtem zostaną ujednolicone programy i standardy (curriculum) nauczania języka państwowego. Muszą być ujednolicone nie tylko formalne wymogi programowe, zawarte w odpowiednich dokumentach, lecz też wszystkie warunki procesu nauczania - przede wszystkim jednakowa liczba godzin i wiele innych (...) Jest rzeczą oczywistą, że takie ujednolicenie standardów i warunków nauczania będzie wymagało wiele starannej pracy i dłuższego okresu czasu. W idealnym wypadku dla mniejszości narodowych, pobierających naukę w ojczystym języku, ujednolicone wymogi z języka litewskiego na egzaminach maturalnych będzie można zastosować dopiero wówczas, gdy wyrośnie pokolenie abiturientów, którzy w ciągu wszystkich 12 lat nauki uczyli się według jednolitych standardów i programów". (str. 158).

Na dzień dzisiejszy sytuacja jest taka, że, na przykład, w klasach 1-4 na język litewski w szkołach litewskich przeznacza się 29 godzin lekcyjnych, zaś w szkołach mniejszości narodowej - 12. Nie mówiąc oczywiście o tym, że nie zostały wydane odpowiednie podręczniki ani pomoce dydaktyczne. A poza tym nawet przy największej liczbie godzin nigdy język obcy nie stanie się ojczystym, a jego znajomość i wyczucie nigdy nie dorówna językowi ojczystemu, poprzez który u dzieci następuje proces poznania innych przedmiotów i całego otaczającego świata. Aby tak elementarne rzeczy pojąć, zapewne nie trzeba koniecznie być wielkim socjologiem.

Gdyby natomiast wbrew rozsądkowi ministerstwo uporczywie chciało to ujednolicenie wprowadzić, musiano by najpierw przygotować i wydać należyte materiały szkoleniowe (podręczniki, rozmaite odpowiadające współczesnym wymogom pomoce metodyczne i dydaktyczne). Na to, jak wskazuje doświadczenie, potrzeba co najmniej 5 lat. A później od klasy pierwszej rozpocząć nauczanie według nowych, ujednoliconych programów i wymagań. Na to uszłoby jeszcze 12 lat. Zatemi ujednolicone wymagania na egzaminach można by planować najwcześniej po 17 latach, czyli na rok 2025, nie zaś na 2012, jak to zapowiedział nam na konferencji sekretarz ministerstwa Alvydas Puodžiukas.

A więc, praktyka, doświadczenie i obowiązujące normy prawne innych państw Europy mogą służyć dla zarządzających oświatą w naszym państwie doskonałym przykładem, jak zorganizować politykę oświatową, jak stworzyć właściwe warunki dla rozwoju oświaty mniejszości narodowych, a przede wszystkim zaprzestać dążenia do uszczuplenia ich praw oraz do dyskryminacji i przymusowej asymilacji.

dr Gabriel Jan Mincewicz

Wilno, 29-30 listopada 2007 r.