Wspólnota Polska
historia
.wspolnotapolska.org.pl
  • Strona główna
  • Materialy historyczne
  • prof. Marek Gawęcki "Polacy w Kazachstanie - portret społeczności" - referat wygłoszony na sesji naukowej z okazji 70. rocznicy deportacji Polaków z Ukrainy do Kazachstanu

prof. Marek Gawęcki "Polacy w Kazachstanie - portret społeczności" - referat wygłoszony na sesji naukowej z okazji 70. rocznicy deportacji Polaków z Ukrainy do Kazachstanu

Referat prof. Marka Gawęckiego

    Trwający ponad pół wieku okres pełnej izolacji Polaków deportowanych w 1936 roku z Ukrainy w środkowo-azjatyckie stepy, zwłaszcza do Kazachstanu, poczynił ogromne spustoszenia w stanie ich kultury, języka i świadomości etnicznej. Sytuacja zsyłki politycznej i osiedlenia na wieczność, bez nadziei na powrót w strony ojczyste, nie sprzyjała kultywowaniu tych wyznaczników, które to były powodem represji. Swej odrębności i swego rodzaju "okaleczenia" świadomi byli i są sami polscy zesłańcy z zachodniej Ukrainy.

    Pierwszą sposobnością do uświadomienia sobie znacznej odrębności własnej kultury od - jak to sami częstokroć określali - "czysto polskiej", były kontakty z obywatelami II Rzeczypospolitej, zesłanymi do Kazachstanu po zajęciu wschodnich terenów Polski przez armię sowiecką.
    Mimo, że władze sowieckie starały się izolować od siebie obie grupy Polaków, to kontakty miedzy nimi były stosunkowo częste, na co znajdujemy liczne dowody w obszernej literaturze pamiętnikarskiej. Jednak w pamięci historycznej interesujących nas tutaj Polaków ten "wojenny epizod" zostawił zadziwiająco mały ślad i w żadnym stopniu nie wpłynął na umocnienie ich polskości. Raczej pogłębił kompleks pewnej ułomności kulturowej. W sprawy tej grupy Polaków, jako obywateli sowieckich, nie mógł ingerować polski rząd na uchodźstwie. Nie interesował się nimi Związek Patriotów Polskich do momentu, gdy armii sowieckiej w obliczu klęski zaczęło brakować rekruta. Wtedy to część kazachstańskich Polaków została powołana do służby w szeregach I i II Armii.
    Nie dane im było jednak korzystać z szeregu przywilejów, jakimi cieszyli się inni weterani zwycięskiej armii. Kazachstańscy Polacy służący w szeregach Ludowego Wojska Polskiego uzyskali prawo osiedlenia się na Ziemiach Zachodnich. Wielu z nich wróciło do Kazachstanu tylko po to, aby zabrać swe rodziny, lecz władze sowieckie na wyjazd do Polski już im nie zezwoliły. Nie objęły ich także, jako obywateli sowieckich, repatriacje 1946 i 1956 roku. Komunistyczne władze PRL-u nie wykazywały niemal żadnej troski o swych kazachstańskich rodaków, choć zapewne nawet w ramach tego systemu, można było zrobić więcej.
    Taki stan rzeczy umacniał kazachstańskich Polaków w przeświadczeniu o odrębności i poczuciu niższej wartości własnej, izolowanej polskości.

    W początkowej fazie mych badań terenowych na początku lat 90-tych, często spotykałem się z taką samoidentyfikacją jak: "my ukraińskie Poljaki", "my sowieckie Poljaki" albo "my drewniane Poljaki". Świadomość niepełnej wartości własnej polskości w głównej mierze wynikała z uzmysłowienia sobie różnic między własnym, lokalnym dialektem a polskim językiem literackim oraz z faktu odchodzenia od języka polskiego na rzecz ukraińskiego i rosyjskiego, zwłaszcza w pokoleniu średnim i najmłodszym.
    Dumni byli natomiast Polacy z własnej kultury. Już na Ukrainie powszechne było poczucie wyższości polskiej kultury nad kulturą ukraińską. Kultura polska i ukraińska uległy w znacznym stopniu konwergencji. Zwłaszcza w zakresie folkloru i obrzędowości wiele elementów polskich zostało nawet zastąpionych ukraińskimi. W świadomości miejscowych Polaków była to jednak nadal czysta, polska kultura. Subiektywne poczucie wyższości własnej kultury uległo wzmocnieniu po deportacji do Azji Środkowej, w konfrontacji z lokalną, w znacznym stopniu jeszcze koczowniczą, kulturą kazachską.

    Z czasem Polacy, ale również przedstawiciele innych ludów deportowanych z europejskiej części Związku Radzieckiego, zaczęli określać swoją obecność i aktywność jako misję cywilizacyjną wśród "pozbawionych kultury, dzikich Kazachów". W rzeczywistości jednak kultura Polaków w Kazachstanie podlegała szybkiemu procesowi sowietyzacji. Zjawisko to jest w specyficznych zesłańczych warunkach w pełni zrozumiałe. Warunkiem przetrwania biologicznego było przystosowanie się do lokalnych warunków i oczekiwań władz. Od samego początku zsyłki przekonywano Polaków, że właśnie tu przyjdzie im żyć na stałe i powrót w ojczyste strony nie będzie nigdy możliwy. Z upływem czasu, po zniesieniu rygorów "komendantury" i w związku z poprawą warunków egzystencji, zdecydowana większość "spec-przesiedleńców" pogodziła się ze swym losem i nawet zaczęła postrzegać ten fragment Związku Radzieckiego jako swą nową "małą ojczyznę". Choć w pewnym okresie, po zakończeniu II wojny światowej, dla nielicznych stał się możliwy powrót w rodzinne strony na Ukrainie, to szybko okazało się, że dla byłych mieszkańców nie ma tam już miejsca, a i warunki materialne i sytuacja społeczna nie była tam lepsza niż w Kazachstanie. Z możliwości tej skorzystało nie wielu Polaków, a nieliczni po latach powrócili, tym razem już dobrowolnie, do Kazachstanu.

    W zbiorowościach, w których ludność polska stanowiła znaczący odsetek ogółu populacji, własna jej kultura miała szanse dłuższego trwania, choć i tam zmuszona była do funkcjonowania w bez mała konspiracyjnych warunkach domowych. Do jej przetrwania, jak i do - szczątkowego wprawdzie - zachowania języka polskiego i polskiej świadomości etnicznej przyczyniło się przywiązanie do religii katolickiej, która była postrzegana jako "polska wiara"1. Jednak i w tym zakresie antyreligijna polityka władz sowieckich stosunkowo szybko czyniła ogromne spustoszenie. Sowiecki system aksjonowmatywny coraz skuteczniej zaczął wypierać tradycyjne wartości etniczne.
    Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że gdyby nie liberalizacja stosunków społeczno-politycznych w okresie poprzedzającym upadek Związku Radzieckiego i ożywienie kontaktów z Polską, wraz z naturalnym odejściem najstarszego pokolenia rodaków deportowanych, polskość w Kazachstanie byłaby zjawiskiem śladowym.

    III Rzeczypospolita od samego zarania przystąpiła do odrabiania zaległości w kontaktach z kazachstańskimi Polakami. Niestety nie powstał spójny i konsekwentnie realizowany program pomocowy. W kraju zaczął funkcjonować wypaczony, ahistoryczny, "zatrzymany w czasie" wizerunek polskiej zbiorowości w Kazachstanie. Chciano widzieć tamtejszych Polaków jako zbiorowość jednorodną, do chwili obecnej szczególnie dyskryminowaną, żyjącą w skrajnie trudnych warunkach, bezgranicznie przywiązaną do wiary i języka przodków i oczywiście wrogo nastawioną do systemu komunistycznego.
    Jeżeli fakty przeczyły takiemu wizerunkowi, chciałoby się rzec - tym gorzej dla faktów. Odwiedzający Kazachstan dziennikarze, parlamentarzyści i działacze w większości poszukiwali nie tyle prawdy, ile potwierdzenia własnych projekcji rzeczywistości. Już w początkowym okresie pojawiło się wiele obietnic bez pokrycia. Rozbudzono też nadzieję na rychłą repatriację.
    Do Kazachstanu popłynęła pomoc humanitarna, zaczęli wyjeżdżać nauczyciele i księża. W 1994 roku uruchomiono ambasadę polską w Ałmaty. Zaczęto przyjmować młodzież polskiego pochodzenia na studia w Polsce z nadzieją, że po ukończeniu nauki powrócą do Azji Środkowej i będą tam przyczyniać się do odnowy polskości. Tak się jednak nie stało. Zdecydowana większość absolwentów pozostaje w Polsce na stałe2.

    Połowę lat dziewięćdziesiątych możemy przyjąć za moment przełomowy w świadomości kazachstańskich Polaków. Do tego momentu nie wszyscy oni w pełni zdawali sobie sprawę z nieodwracalności nowej sytuacji geopolitycznej.
    Powstanie niepodległej Republiki Kazachstan przyjmowano do wiadomości, lecz z dużą rezerwą i nadzieją, że Związek Radziecki w takiej czy innej postaci się odrodzi. Nie wyobrażano sobie państwa rządzonego przez Kazachów i braku moskiewskiej wszechmocnej centrali. W pierwszych latach niepodległości zmiany wynikające z nowej sytuacji, zwłaszcza na prowincji, nie były szczególnie wyraźne. Znacznie pogorszyła się w prawdzie sytuacja materialna, ale do tego miejscowa ludność była przyzwyczajona, gdyż i w przeszłości bywały takie okresy.

    Decydujący wpływ na przemiany świadomościowe nie rdzennej ludności nowego państwa wywarły ustawy o języku, podnoszące od rangi języka państwowego język kazachski3. Wyznaczono krótki i nierealny termin realizacji tej decyzji. Przy powszechnej nieznajomości tego języka przez ponad 50% ludności republiki (w tym znaczny odsetek Kazachów), ustawa ta wyłączała praktycznie z możliwości awansu i edukacji niemal cały nie rdzenny segment społeczeństwa. W tym oczywiście i Polaków.
    Mimo późniejszego urealnienia polityki językowej, wprowadzenia odleglejszych terminów oraz zaznaczenia ważności, jako drugiego języka - języka rosyjskiego, nadzieja władz na identyfikację ludności rosyjskojęzycznej z nowym państwem została w znacznym stopniu zaprzepaszczona4.
    Rozpoczęła się lub przybrała na sile emigracja zwłaszcza Niemców i Rosjan. O emigracji z Azji Środkowej zaczęli w coraz większym stopniu myśleć kazachstańscy Polacy. Najnaturalniejszą i najłatwiejszą drogą zdawała się być obiecywana przez władze Rzeczypospolitej repatriacja. Bycie Polakiem stało się w tym okresie wartością bardzo cenną. Zaczęły powstawać nowe organizacje polonijne, wzrosło zapotrzebowanie na nauczycieli z Polski. Wiele osób starało się o urzędowe potwierdzenie swej polskiej narodowości.

    Skłonny jestem twierdzić, że w tym okresie zaczęliśmy nie tyle odbudowywać polską kulturę w Kazachstanie nawiązując do jej ukraińskiej przeszłości, co budować w sposób dość nieudolny nową jej "polsko-podobną" wersję.
    Budowali i budują ją w dobrej wierze nauczyciele i księża, najlepiej jak potrafią. Przekazują te jej elementy, które ich zdaniem są najważniejsze. Do dziś nie został niestety wypracowany długofalowy program działalności polonijnej w krajach środkowoazjatyckich. Nie do końca wiemy, co chcemy w tym zakresie osiągnąć. Czy dostarczać szeroką ofertę kulturową, z której zostaną wybrane te elementy, które nasi rodacy uznają za najcenniejsze i z którymi będą się identyfikować, które wzmocnią ich poczucie dumy narodowej?
    A może dostarczyć możliwie jak najwięcej umiejętności praktycznych, które ułatwią im adaptację w polskim środowisku, gdy zostaną repatriowani?
    Niezaprzeczalnym osiągnięciem jest wyraźna poprawa znajomości języka polskiego. Niestety, dotyczy to jednak niemal wyłącznie dzieci. Pokolenie średnie zazwyczaj nie znajduje motywacji i chęci do nauki ojczystego języka, chyba, że szansa na wyjazd do Polski staje się realna.

    Wyraźne jest także odrodzenie religijne wśród kazachstańskich Polaków. Abstrahując od teologicznego podłoża tego zjawiska, przyznać trzeba, że nadal religia katolicka, mimo że często język polski nie jest tam językiem liturgii, postrzegana jest jako religia polska5. Jeżeli ktoś świadomie decyduje się na bycie Polakiem, zazwyczaj demonstruje to również poprzez związek z kościołem katolickim. Spotkania w kościele, obok doznań religijnych, dają doskonałą sposobność do zamanifestowania nie tylko swej przynależności konfesyjnej, ale i narodowej. Są one także okazją do nieformalnej wymiany informacji.

    Powszechne jest przeświadczenie, zwłaszcza wśród grupy Polaków aktywnych zawodowo oraz młodzieży, że w młode państwa środkowo-azjatyckie, których obywatelami nagle i nie z własnej woli się stali, nie są państwami, z którymi można wiązać plany na przyszłość.
    Dystans kulturowy, różniący ludność rdzenną od napływowej oraz uprzywilejowana pozycja tej pierwszej przy jednoczesnym poczuciu własnej wyższości kulturowej stworzyło poczucie dziejowej krzywdy i dyskomfortu.
    Pojawiło się także poczucie zagrożenia fizycznej egzystencji Polaków. Nie jest naszym celem rozważanie w tym miejscu, na ile to zagrożenie jest realne, na ile wyimaginowane. Takie jest odczucie Polaków w Azji Środkowej i nic nie wskazuje na to, aby mogło się ono w najbliższym czasie zmienić.
    W tych warunkach wzrosła wyraźnie potrzeba wzmocnienia własnej identyfikacji etnicznej. Nie po to jednak, aby demonstrować ją w wieloetnicznych społeczeństwach środkowo-azjatyckich, lecz aby uwiarygodnić się jako potencjalni repatrianci.

    Wyraźna jest korelacja między realnością zakwalifikowania się do repatriacji a aktywnością polonijną. W okresach, gdy liczba zaproszeń do Polski była większa, zdecydowanie większe było zainteresowanie nauką języka polskiego wśród dorosłych. Gdy liczba zaproszeń uległa zmniejszeniu, wyraźnie zmniejszyło się też zainteresowanie ofertą oświatową polskich nauczycieli adresowaną do dorosłych. Tak więc mamy wśród środkowo-azjatyckich Polaków do czynienia z bardzo pragmatycznym podejściem do repolonizacji kulturowej.
    Aktywność rodaków w tym zakresie wzrasta przed wizytą w ambasadzie i rozmową z konsulem, który między innymi na jej podstawie orzeka, czy dana osoba spełnia kryteria wymagane przez Ustawę o repatriacji6. Z tak ad hoc zdobytej wiedzy niewiele pozostaje na przyszłość.

    Ustawodawca dał konsulowi w ogromną władzę i wyposażył w nieprecyzyjne narzędzie, za pomocą którego, decyduje on o losach tysięcy ludzi.
    Narzędzie, za pomocą którego uznaje on petenta za Polaka lub go dyskwalifikuje, dalece odbiega od antropologicznej, eksponującej czynnik świadomościowy, koncepcji przynależności etnicznej.
    Konflikt miedzy podejściem naukowym i szeroko pojmowanym interesem państwa, jest nieunikniony, zwłaszcza w sytuacji, gdy emigracja (repatriacja) jest motywowana w dużej mierze czynnikami ekonomicznymi.
    Nie jest on obcy służbom migracyjnym wielu innych państw borykających się z problemami imigracji.
    Konsul zobowiązany jest między innymi do "ustalenia związków z polskością, w szczególności przez pielęgnowanie polskiej mowy, polskich tradycji i zwyczajów". Wszelako tradycje i zwyczaje, wywiezione z wielokulturowego środowiska ukraińskiego, jeśli nawet przetrwały one w specyficznych warunkach deportacyjnych, często różnią się od tych "klasycznych", znanych konsulowi, zaś dla jego rozmówcy uchodzą one za "typowo polskie". Nie zawsze konsul dysponuje odpowiednim zasobem wiedzy etnograficznej aby sytuację taką właściwie zinterpretować.
    Rozmowa kwalifikacyjna przeprowadzana w konsulacie, wśród zainteresowanych zyskała niestety, miano "egzaminu na polskość". Sytuacja ta jest swego rodzaju grą, grą o wielką stawkę. A sytuacja taka, często prowadzi do zachowań etycznie wątpliwych. Gracz, aby zwiększyć szanse wygranej, stara się przedstawić w jak najlepszym świetle i spełnić antycypowane oczekiwania konsula - arbitra7. Możliwość ustalenia faktycznego stanu związku z polskością "na codzień" nie jest w takich warunkach możliwa. Zaś sytuacja ta często postrzegana jako upokarzająca i umacnia tylko naszych rodaków w świadomości o swej "ułomnej" polskości, generuje i utrwala dualizm świadomościowy.

    Wyraźny jest więc rozziew między deklaratywną polskością a wewnętrzną samoidentyfikacją, której obecnie uzewnętrzniać raczej "nie wypada".
    Rozterki świadomościowe ujawniają się w szczerych rozmowach prywatnych. Znamienna jest wypowiedź jednej z działaczek polonijnych, z którą miałem niedawno okazję prywatnie rozmawiać w Polsce, a którą znałem wiele lat, z oficjalnych kontaktów w Kazachstanie. Stwierdziła ona otwarcie: "Moi dziadkowie byli prawdziwymi Polakami, ale kim ja jestem - nie wiem. Kultura polska bardzo mi się podoba i imponuje mi polska historia, ale to nie moja kultura i nie moja historia. Ja byłam i pewnie jeszcze jestem sowieckim człowiekiem i pewnie nim zostanę do końca. Przecież nie stanę się Kazaszką. Działam w organizacji polonijnej, aby umożliwić swoim dzieciom wyjazd do Polski na stałe. Jak się nie uda - wyjedziemy do Rosji". Podobnie myśli i postępuje zapewne znaczny odsetek środkowo-azjatyckich Polaków, również liderów organizacji polonijnych.
    Zaś wypowiedź ta utwierdza mnie w przekonaniu, że w postsowieckich krajach Azji Środkowej wykształcił się nowy model polskości - polskość pragmatyczna. Nie zastąpił on polskości autentycznej, choć ograniczonej w swej treści Występuje z nią równolegle i możliwe, że z czasem, w zmienionych, korzystniejszych warunkach ulegnie redukcji. Obecna sytuacja w środkowo-azjatyckich środowiskach polonijnych takiego rozwoju sytuacji nie zapowiada.

Marek Gawęcki - Instytut Wschodni UAM, Poznań


1 W pierwszej połowie lat 90-tych, gdy świątynia katolicka znajdowała się w małym domku na przedmieściach Ałmaty przyjezdny, gdy pytał o kościół katolicki, często nie otrzymywał wskazówek. Ludzie wiedzieli natomiast, gdzie był kościół polski lub niemiecki.

2 Mimo niepowodzenia akcji, mającej na celu wykształcenie polskiej elity, która powróci do Kazachstanu po uzyskaniu wykształcenia, trzeba przyznać, że stała się ona najskuteczniejszym narzędziem repatriacji. Młodzież już w trakcie studiów czyni starania o zatrudnienie i prawo pobytu w Polsce. Po uzyskaniu tego, zazwyczaj sprowadza swą rodzinę z Kazachstanu.

3 W końcu lat 80-tych rozpoczął się okres formułowania własnej, niezależnej od moskiewskiego centrum kazachstańskiej polityki narodowościowej. W tym nurcie powstała w 1989 roku ustawa "O językach w Kazachskiej SRR" nadająca językowi kazachskiemu status języka państwowego. Język rosyjski uznany został jako język komunikacji międzyetnicznej. Nigdzie jednak nie sprecyzowano znaczenia tego sformułowania.

4 W roku 1994 przeprowadzono na reprezentatywnej próbie (1169 ankietowanych) badania na temat znajomości jęz. kazachskiego. Okazało się, że tylko 13% "włada mim swobodnie, tzn. mówi, pisze i czyta". Wśród ankietowanych Kazachów liczba ta wynosiła 71%. Zaledwie 8,5% Rosjan deklarowało że "w mniejszym lub większym stopniu włada jęz. kazachskim".

5 Zgonie z przyjętą pragmatyką władz kościelnych liturgia sprawowana jest w tym języku, który jest najlepiej znany miejscowej ludności. Tak więc w większości parafii w Kazachstanie sprawowana jest ona po rosyjsku. W niektórych parafiach na północy kraju, gdzie większość wiernych stanowią Polacy, księża z własnej inicjatywy odprawiają niektóre nabożeństwa po polsku.

6 Zgodnie z art.5 Ustawy, za osobę polskiego pochodzenia uznaje się osobę deklarującą narodowość polską i spełniającą łącznie dwa warunki:
- co najmniej jedno z jej rodziców lub dziadków albo dwoje pradziadków było narodowości polskiej (warunek ten uważa się za spełniony, jeśli ww. przodkowie potwierdzili swoją przynależność do narodu polskiego,
- wykaże ona swój związek z polskością, w szczególności przez pielęgnowanie polskiej mowy, polskich tradycji i zwyczajów.
Za osobę polskiego pochodzenia uznaje się również osobę wykazującą związek s polskością i deklarującą narodowość polską, która posiadała w przeszłości obywatelstwo polskie lub co najmniej jedno z jej rodziców lub dziadków albo dwoje pradziadków posiadało obywatelstwo polskie.

7 W praktyce jest to rozmowa, która postrzegana jest jako "egzamin z polskości" i jako taki spotyka się często z krytyką, zwłaszcza w polskich środkach masowego przekazu. Często kandydaci w tych rozmowach mówią, że w domu wszyscy modlą się po polsku. Naturalną więc, w tej sytuacji, jest prośba konsula o zacytowanie jakiejś modlitwy po polsku. Nie oznacza to wszelako, że w konsulacie kandydaci na repatriantów przechodzą egzamin z religii.