Oglądając mapę bitew i potyczek stoczonych na zachodnich obszarach Białorusi w czasie powstania styczniowego możemy się przekonać, że ich gęstość nie była mniejsza niż na terenie Królestwa Polskiego. W leżącym tam Grodnie obradowały sejmy pierwszej Rzeczypospolitej. Na Białorusi stanowiącej przed rozbiorami lwią część Wielkiego Księstwa Litewskiego kwitło polskie życie i rozwijała się nasza kultura. Grodno dało też w czasie agresji sowieckiej na Polskę we wrześniu 1939 roku dowód swej wierności dla Polski, stawiając zbrojny opór napastnikom. Armia Czerwona dotarła do miasta już 19 września, natrafiając na obronę nie tylko garnizonu grodzieńskiego ale także i mieszkańców. Walki o miasto trwały do 21 września. Jak ustalili historycy ówczesnych wydarzeń sowieci w czasie szturmu utracili 23 wozy pancerne i czołgi oraz ponad dwustu zabitych i rannych. Zemstą za bohaterską obronę miasta stał się terror skierowany przeciwko stawiającym opór. Po zajęciu Grodna okupanci przystąpili do aresztowań obrońców. Wielu z nich zostało rozstrzelanych.
Obronie miasta poświeciła cały rozdział swoich wojennych wspomnień Grażyna Lipińska zamieszkała i działająca zawodowo już przed wojną w Grodnie. Wspomnienia dotyczą przeżyć autorki, poczynając od ostatnich miesięcy przed wybuchem wojny, poprzez jej wywiadowczą działalność w konspiracji i dwukrotny, w sumie kilkunastoletni pobyt w więzieniach i łagrach sowieckich skąd została zwolniona dopiero po śmierci Stalina. Książka Lipińskiej zatytułowana "Jeśli zapomnę o nich..." bardzo wyraziście oddaje klimaty sowieckiej okupacji i pozwala lepiej zrozumieć jej specyfikę oraz rozkładowe działanie na społeczeństwo.
Zachodnia część współczesnej Białorusi przynależna dziś w większości do obwodu grodzieńskiego zamieszkała przed drugą wojną światową przez setki tysiecy Polaków została poddana procesom zainicjowanym przez sowieckiego okupanta. Świadectwem polskości tej ziemi był rozmiar i natężenie oporu, który wyrażał się spontanicznym powstawaniem licznych podziemnych organizacji (NKWD wykryło i zlikwidowało spośród nich 109) skupiających przedstawicieli różnych warstw społecznych, poczynając od wojskowych i patriotycznie nastrojonej młodzieży.
System sowiecki oddziaływał inaczej niż hitlerowski, który był wyrazem szowinizmu niemieckiego przez co stwarzał mur pomiędzy okupantem a ludnością podbitych terenów. Na skutek tego reagowała ona wzmożoną solidarnością. Natomiast w ZSRS kryterium różnicowania ludzi oficjalnie nie była narodowość ale przynależność do klas i warstw społecznych. Sowieci infiltrowali więc łatwiej podbitą społeczność rozkładając łączące ją więzy i wyzyskując istniejące w jej łonie rozwarstwienie materialne oraz kulturowe. Sowiecka polityka okupacyjna charakteryzowała się rozbijaniem wszystkich struktur i instytucji zastanych w opanowanym kraju oraz jego unifikacją z całym ZSRS. Towarzyszyła temu swoista kolonizacja oraz systematyczne tępienie wszystkich elementów niepożądanych z punktu widzenia nowej władzy. Okupacja niemiecka nie sięgała tak daleko w głąb społeczeństwa, pozostawiając w porównaniu z sowiecką wiele warstw życia społecznego w miarę nienaruszonych.
Mimo propagandowych enuncjacji nowy reżim zainstalowany po 17 września 1939 roku na Kresach Wschodnich nie zwracał się w szerokim zakresie do elementów miejscowych, które jakby to wynikało z oficjalnej doktryny komunizmu, powinny aprobować zaistniały stan rzeczy. System opierał się w większości na ludziach "importowanych" nie tylko ze wschodniej Białorusi czy pobliskiej Ukrainy ale także z całego ZSRS. Do sprawowania funkcji kierowniczych sprowadzono na Kresy Wschodnie kilkadziesiąt tysięcy osób nie licząc wojskowych. Ponadto ze wschodu przybywał także personel pomocniczy, poczynając od różnych urzędników, nauczycieli, rozmaitych specjalistów i w końcu zwykłych robotników wraz z rodzinami. Razem stanowiło to rzeszę kolonistów, którzy zalewali kraj paraliżując dotychczasowe życie, likwidując jego styl i eliminując obowiązujące dotychczas wartości. Wraz z nową okupacją rozpoczął się szeroki proces upodabniania życia na Kresach do modelu obowiązującego w ZSRS. Następowały zmiany gospodarcze oraz zmasowana indoktrynacja sięgająca podstaw światopoglądowych. Reżim najbardziej tępił życie religijne. Likwidacji ulegało ziemiaństwo, osadnicy wojskowi i bogate chłopstwo. Władza stosowała terror o różnym charakterze.
Napływowi rzesz ludzkich ze wschodu towarzyszył ubytek miejscowej ludności przymusowo wywożonej w głąb ZSRS. Masowe deportacje miały miejsce 10 lutego, 13 kwietnia, 29 czerwca 1940 roku i 19-20 czerwca 1941 roku. Setki tysięcy ludzi w większości Polaków, członków tych środowisk, które miały najmocniejsze poczucie przynależności narodowej zostały usunięte ze swoich lokalnych ojczyzn i rzucone w najlepszym wypadku na poniewierkę lub przeznaczone do morderczej pracy, w warunkach urągających wyobrażeniom o cywilizowanym życiu. Jeśli dodamy do liczby deportowanych tych, którzy zginęli w czasie działań wojennych, trafili do niewoli zarówno na wschodzie jak i na zachodzie we wrześniu 1939 roku lub też schronili się przed inwazją sowiecką na Litwie lub w Generalnej Guberni to straty ludności okażą się bardzo duże. W ten sposób zmieniał się jej skład etniczny zmierzając do stopniowej depolonizacji.
Kolejna okupacja, tym razem niemiecka przerwała postępującą sowietyzację, zaprowadzając nowe porządki na okres trzech lat. Po wyparciu Armii Czerwonej przez Wehrmacht na Kresach zostały zrekonstruowane rozbite w latach 1940 i 1941 przez NKWD struktury polskiego podziemia. Objęły one prawie wszystkie zakątki kraju zamieszkałe przez Polaków. Powstały zręby podziemnej administracji podległej Delegaturze Rządu Polskiego na emigracji oraz odbudował się zbrojny ruch oporu. Scementowały się też na powrót zdezorganizowane działaniami sowieckiego aparatu ucisku naturalne więzi społeczne. Władza sowiecka poprzez swoją praktykę w okresie pierwszej okupacji skompromitowała się nawet w oczach większości tych, którzy, jak to zdawało się na początku, odnieśli korzyści w wyniku przeprowadzonego przez nią przewrotu. Nie pozostawiła ona złudzeń, a polski rząd emigracyjny, współdziałający z zachodnimi aliantami w świadomości ludności kresowej jawił się jako czynnik mogący zapewnić lepszą przyszłość. Tak więc w przededniu powtórnego wkroczenia na Kresy Wschodnie Armii Czerwonej sytuacja była tam już całkiem inna niż w okresie poprzedzającym agresję niemiecką. Tamtejsza ludność polska, a po części i białoruska, pamiętając pierwszą okupację odbierała wkraczające wojska nie jako sprzymierzeńców w walce z Niemcami ale jako nowego okupanta. Od chwili zerwania stosunków dyplomatycznych z emigracyjnym rządem polskim ZSRS traktował wszystkie jego agendy, a tym bardziej działające na Kresach Wschodnich, jako wroga, którego należało unicestwić. Już od grudnia 1943 roku sowieci zaczęli regularną wojnę z polskim podziemiem, niszcząc je wszystkimi dostępnymi środkami. Było ono tym bardziej groźne dla ZSRS im miało większe poparcie w miejscowym społeczeństwie. Pamiętajmy, że zachodnie obszary Białorusi a w szczegolności Grodzieńszczyzna należała do tych obszarów Kresów Wschodnich, które posiadały najwyższy procent ludności polskiej. Po wojnie została powtórnie włączona w obręb białoruskiej republiki sowieckiej. Republika litewska otrzymała tylko wąski pas ziemi wraz z miastem Wilnem, stanowiący małą część gęsto zasiedlonego przez Polaków klina znajdującego się pomiędzy litewskim i białoruskim terytorium etnicznym.
W porównaniu z Kresami południowo-wschodnimi Polacy z Kresów północno-wschodnich nie mieli drugiego poważnego wroga obok władzy sowieckiej. Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej także po wojnie szalały bandy Ukraińskiej Powstańczej Armii, dalej szerząc wśród Polaków mord i spustoszenie, którego celem było zmuszenie ich do opuszczenia dotychczasowych siedzib. Na skutek takiego biegu wydarzeń około 90 % Polaków, którzy ocaleli z pożogi i nie padli ofiarą zbrodniczej działalności nacjonalistów ukraińskich lub eksterminacji okupantów sowieckiego czy niemieckiego, opuściło swoje miejsca zamieszkania. Nie mija się więc z prawdą sowiecki atlas etnograficzny wydany w roku 1964, który nie wykazuje na terenie byłych południowo-wschodnich województw II Rzeczypospolitej żadnych poważniejszych skupisk Polaków. Zupełnie inaczej kształtowały się stosunki na ziemiach wcielonych do sowieckiej Białorusi. Nacjonalizm białoruski był bardzo słabo rozwinięty, a według poglądów wielu obserwatorów tożsamość białoruska po latach rusyfikacji tym bardziej była i jest nadal bardzo problematyczna. Dzisiaj prawosławna większość Białorusinów odczuwa daleko posuniętą identyfikację z Rosją, jej kulturą i językiem. Przy takim układzie stosunków nacisk na Polaków w celu spowodowania ich przemieszczania się na terytorium powojennej Polski był jednostronny tzn. ograniczał się tylko do władz sowieckich. Ze względu na gęstość i liczbę polskiej populacji na tzw. zachodniej Białorusi jej samopoczucie było też inne. Polacy czuli się nadal u siebie nie żywiąc takich obaw, jakim ulegali ich rodacy na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Akcja "repatriacji" przyniosła więc niewspółmiernie mniejsze efekty niż na południu. W pasie północno-wschodnich ziem II Rzeczypospolitej ciągnących się od obecnej granicy państwa polskiego aż do Dźwiny i granic Łotwy, ograniczonym od południa przez Niemen w jego równoleżnikowym biegu przetrwały zwarte społeczności polskie, które umożliwiały utrzymanie się zorganizowanego oporu przeciw władzy sowieckiej aż po rok 1952. Było to możliwe gdyż na obszarach wiejskich polski stan posiadania pozostał prawie taki sam, jak przed wojną. Z wcielonych do Białorusi terenów do Polski wyjechało jedynie od 350 000 do 400 000 osób. Jak stwierdza jeden z historyków, znawców tamtejszych stosunków "historia siatek poakowskich na Kresach północno-wschodnich do złudzenia przypomina dzieje polskiej konspiracji antykomunistycznej na zachód od linii Curzona". Wysiłek na jaki musieli zdobyć się sowieci w celu zdławienia polskiego oporu był więc duży. Użyto całej gamy środków, poczynając od prowokacji, poprzez terror wymierzony w jednostki, aż po stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. Wywózki do obozów i różne formy gwałtu dokonywanego na polskiej społeczności miały charakter masowy. Partyzantka polska przybrała w takich warunkach charakter wiejski. W miastach było inaczej. Do Polski najczęściej wyjeżdżali właśnie mieszkańcy miast, inteligencja, urzędnicy, mieszczaństwo, a więc ci którzy nie mieli szans na w miarę normalne funkcjonowanie w państwie sowieckim i zajęcie miejsc odpowiadających swoim kwalifikacjom i naturalnym aspiracjom. Ich funkcje podejmował, co zauważono już wyżej, znowu po wojnie napływający z głębi ZSRS element rosyjski, zrusyfikowany białoruski lub ukraiński. Szczególnie inteligencji groziła społeczna degradacja. W związku z tym niemałą rolę przy podejmowaniu decyzji o wyjeździe odgrywały także opory przed koniecznością wyrzekania się w nowej rzeczywistości swojej kulturowej tożsamości. Tak więc przedstawiciele wymienionych wyżej kręgów najłatwiej podejmowali decyzje o emigracji do Polski. W stosunku do nich najbardziej skutecznie oddziaływały naciski władz w kierunku wyjazdów. Ubytek polskich warstw wyższych doprowadził do dużych zmian jakościowych w obrębie społeczności polskiej. Wraz ze zmianą przynależności państwowej Kresów północno-wschodnich miały one duży wpływ na atrakcyjność i konkurencyjność polskiej opcji narodowej. Sowiecki reżim przeciwstawiał jej rosyjskojęzyczne, własne warstwy kierownicze. Bardzo istotną rolę w procesie degradacji polskości na tzw. zachodniej Białorusi odegrała przeprowadzona ostatecznie w 1948 roku likwidacja polskiego szkolnictwa oraz zakaz działalności wszelkich polskich organizacji zarówno politycznych jak społecznych czy kulturalnych.
O ile mieszkańcy miast byli skłonni do wyjazdów do Polski to chłopi już inaczej reagowali na namowy do emigracji. Jak pisze jeden z obserwatorów ówczesnych wydarzeń "ziemia była ich warsztatem pracy i od jej posiadania była uzależniona pozycja społeczna mieszkańców wsi. Z ziemią też wiązała się sfera życia duchowego (wierność ojcowiźnie). Stąd tak wielki opór mieszkańcy wsi stawiali zarówno repatriacji, jak i cztery lata później przymusowej akcji zakładania kołchozów. Opór ten bezpośrednio przekładał się na stopień poparcia dla antykomunistycznego podziemia".
Celem uporania się z polskością władze sowieckie na niektórych terenach szczególnie mocno wymuszały dokonywanie wpisów białoruskiej przynależności narodowej w metrykach przychodzących na świat dzieci. Nie przeszkadzał temu fakt, że równolegle białoruskość stała się już tylko tytularnym oznacznikiem kraju, a język białoruski zanikał w sferze życia oficjalnego, w szkolnictwie, administracji itd., ustępując miejsca rosyjskiemu, kojarzonemu z wykształceniem i ogólnie z daleko większym prestiżem.
Według obliczeń P. Eberhardta na tzw. zachodniej Białorusi w końcu lat pięćdziesiątych powinno pozostać jeszcze około 600 000 Polaków. Spis ludności przeprowadzony przez władze sowieckie w roku 1959 wykazał 538 900 osób narodowości polskiej na całej Białorusi i 332 430 na Grodzieńszczyźnie. Wynika z tego, że w powojennych warunkach pewna część ludności katolickiej zaliczanej w latach II Rzeczypospolitej do narodowości polskiej, zadeklarowała dobrowolnie lub została przymuszona różnymi metodami do zadeklarowania narodowości białoruskiej. Kolejne spisy ludności wykazywały zmniejszanie się liczby Polaków na całej Białorusi. ale tylko nieznaczny jej ubytek na Grodzieńszczyźnie. Spis z roku 1970 wykazał analogicznie 382 6000 i 276 507, Polaków, z roku 1979 - 403 169 i 299 250, z roku 1989 - 417 720 i 300 836 i ostatni spis z roku 1999 - 395 712 i 294 000 osób deklarujących swoja polskość.
W 1959 roku oficjalnie zadeklarowani Polacy stanowią 30,8 % całej ludności obwodu grodzieńskiego i 61,6 % Polaków na całej Białorusi. Największa obniżka procentowego udziału Polaków wśród ludności obwodu grodzieńskiego zaznaczyła się w okolicach Oszmiany i Ostrowia. Mogło to być wynikiem nacisku władz niechętnie nastawionych do polskości albo też słabszej identyfikacji z polskością miejscowej ludności. Kilku rozmówców, z którymi poruszałem problem Polaków na tzw. zachodniej Białorusi podawało jako przyczynę takiego stanu rzeczy powszechne stosowanie na tym obszarze przez władze sowieckie gróźb wywózki do obozów w wypadku odmawiania przyjęcia przez tamtejszych mieszkańców identyfikacji białoruskiej. Powodem takiej polityki miało być długie utrzymywanie się na tym terenie polskiej partyzantki, co zwiększało restrykcyjność reżimu w stosunku do Polaków.
W roku 1999 w spisie ludności widać pewien spadek liczby tych mieszkańców Białorusi, którzy zadeklarowali się jako Polacy. Można to tłumaczyć niechętna polityką reżimu Łukaszenki w stosunku do polskiej mniejszości.
W ciągu lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia dała o sobie znać także nowa polityka językowa Kościoła rzymskokatolickiego na terenach byłego ZSRS. Na Białorusi polega ona na wprowadzaniu w Kościele języka białoruskiego i zastępowaniu nim dotychczas używanej tam polszczyzny. Jest to osobny problem, który ma kapitalne znaczenie dla konserwowania w tym kraju języka polskiego i polskiej opcji narodowej. Jak dotychczas tendencja ta jest konsekwentnie realizowana we wszystkich diecezjach Białorusi za wyjątkiem grodzieńskiej. Jednak i tam pojawiają się już podobne praktyki. Zjawisko to można dobrze obserwować oglądając w napotykanych po drodze kościołach wywieszane ogłoszenia i różne napisy oraz słuchając odprawianych nabożeństw i wygłaszanych kazań. Pewna odmienność językowej praktyki w diecezji grodzieńskiej jest uwarunkowana faktem największego skupienia Polaków na Białorusi właśnie tam. Również na tym terenie spadek liczby Polaków wraz z upływem lat jest bardzo mały i najmniejszy spośród wszystkich regionów Białorusi gdzie oni występują. Istniejące spadki dotyczą przede wszystkim większych ośrodków miejskich jak Grodno, Lida i inn. Natomiast na obszarach wiejskich sytuacja wydaje się być ustabilizowana. W zachodniej części obwodu grodzieńskiego istnieje nawet pewna grupa prawosławnych deklarujących narodowość polską. Tam też spotyka się społeczności używające na co dzień języka polskiego (np. około Sopoćkiń). Proporcje udziału tych wszystkich grup są dzisiaj trudne do ustalenia i jest to niewątpliwie zadanie badawcze na przyszłość. Nie można również wykluczyć, że wraz z ewolucją sytuacji społeczno-politycznej na Białorusi i geopolitycznego położenia tego kraju proporcje pomiędzy tymi grupami będą się zmieniać.
Należy jednak z naciskiem podkreślić, że obecna sytuacja nie jest dobra. Mimo ponad piętnastoletniej działalności Związku Polaków na Białorusi oraz reaktywowania tam polskiego szkolnictwa, naszego języka nie słychać na ulicach miast. Nawet w rodzinach uważających się za polskie i zaangażowanych w życiu Związku Polaków na Białorusi często używany bywa na co dzień, w komunikacji wewnątrz rodzinnej język rosyjski.
Przez długie lata jedynym miejscem gdzie przechowywał się język polski był Kościół rzymskokatolicki. Obecnie jak zauważono już wyżej Kościół wprowadza język białoruski. Praktyka taka może wydatnie przyśpieszyć depolonizację i tak już mocno rusyfikowanej na tym terenie społeczności polskiej. Jak skonstatował badacz zasięgu języka polskiego wśród katolików na współczesnej Białorusi ks. profesor Roman Dzwonkowski i jego współpracownicy "polskość nie może w dłuższym okresie samotnie przetrwać bez wsparcia zewnętrznych instytucjonalnych czynników. A poza Kościołem katolickim innej, poważnej i wpływowej instytucji lub siły społecznej, zdolnej sprostać takim wymaganiom nie widać. Nasuwa to postulat pod jego adresem by zmiany w dziedzinie języka liturgii i duszpasterstwa były poprzedzone poważną refleksją nad ich zasadnością i możliwymi konsekwencjami".
Jest to bardzo oględne w formie, ale jednak jednoznaczne sygnalizowanie ważnego problemu i zarazem ostrzeżenie!!!
Dalej ten sam duchowny i badacz naukowy w jednej osobie, stwierdza że: "doświadczenie wskazuje, że katecheza w czasie której wykorzystywany jest język polski daje dobre efekty zarówno w dziedzinie religijnej, jak i w zachowaniu kultury polskiej. Zaniedbanie oczekiwań wiernych w tej dziedzinie spowoduje niepowetowane straty, jeśli chodzi o ich polską tożsamość. Znaczenie i możliwości Kościoła są pod tym względem nieporównywalnie większe niż jakiejkolwiek innej instytucji świeckiej. Przykładem może być szybko postępujący proces biełorutenizacji młodego pokolenia katolików, który wybitnie ułatwia białorutenizacja liturgii".
Ksiądz Dzwonkowski kończy swoje konstatacje przypomnieniem faktu, że "Polacy na Białorusi stanowią, jak wiadomo, wciąż największą i najbardziej zasłużoną dla zachowania wiary część wiernych tego Kościoła".
Przez lata wrogiem polskości na terenach ZSRS była sowietyzacja związana z ekspansją języka rosyjskiego, a na Białorusi także, choć w nieporównywalnie mniejszym zakresie nacjonalizm białoruski, który też dał o sobie znać w pierwszym okresie po upadku ZSRS. Nachalnie lansowana przez zwolenników tegoż nacjonalizmu wizja historii kraju, połączona z odrzucaniem wszelkich wątków polskich nie wróżyła już na wstępie białoruskiej niepodległości pomyślnych wiatrów dla odrodzenia polskości. Później po przejęciu władzy przez Łukaszenkę i jego ekipę mamy do czynienia z pewnym wzmocnieniem rusyfikacji poprzez kontynuację wielu elementów sowietyzmu, który w połączeniu z językiem rosyjskim (został on wówczas wprowadzony jako drugi język oficjalny na Białorusi), jako dominującym nie tylko wśród elit władzy ale w szkolnictwie i innych instytucjach oraz ogólnie w miastach, pogorszył wydatnie warunki działania dla animatorów tłamszonej przez lata polskości. Zaistniała na Białorusi władza autorytarna spleciona z postsowiecką mentalnością nie tworzy warunków dla swobodnego rozwoju oddolnych inicjatyw obywatelskich, a więc i działających na Białorusi polskich instytucji na czele z tamtejszym Związkiem Polaków.
Jednym z podstawowych problemów odrodzenia polskości na Białorusi jest też słabe zainteresowanie językiem polskim ze strony tamtejszych Polaków. Jak poinformowała autora niniejszego artykułu wiceprezes Polskiej Macierzy Szkolnej na Białorusi mgr Teresa Kryrzyń ze wszystkich form nauczania języka polskiego korzysta nie więcej jak 20% polskiej młodzieży zamieszkałej w tym kraju. Liczba uczących się tego języka zmniejszyła się też w ostatnich latach co jednak miejscowi działacze polscy są skłonni interpretować jako skutek niżu demograficznego. Wieloletni prezes Związku Polaków na Białorusi Tadeusz Gawin ocenia zagadnienie jednoznacznie pesymistycznie. W swoich wspomnieniach opublikowanych w Polsce pt. "Zwycięstwa i porażki" stwierdza, iż "Polacy na Białorusi nie zgłaszają potrzeby i znajomości języka polskiego w takim stopniu jakby tego pragnęli bardziej świadomi przedstawiciele i przywódcy tamtejszych Polaków". Język polski na zachodnich rubieżach współczesnej Białorusi, gdzie populacja polska przetrwała w około 5o %-ach swego stanu przedwojennego, a w obwodzie grodzieńskim co czwarty mieszkaniec ma być Polakiem, często bywa traktowany obojętnie i nie wzbudza żadnych pozytywnych emocji. Dotyczy to nie tylko części ludzi młodych lecz również i osób starszych urodzonych w okresie powojennym oraz pozostających poza oddziaływaniem Kościoła. Jak twierdzą niektórzy informatorzy autora niniejszego artykułu, nawet młodzi ludzie, ci którzy uczęszczają do polskich szkół częściej traktują język polski podobnie jak nauczany tam również angielski czy francuski. Nic więc dziwnego, że na ulicach liczącego około 300 000 mieszkańców Grodna gdzie Polacy występują prawdopodobnie w liczbie około kilkudziesięciu tysięcy osób nie słyszy się języka polskiego. Podobny stan rzeczy da się stwierdzić w Lidzie, w której, jak twierdzą niektórzy około połowy mieszkańców to Polacy. Psychiczna sowietyzacja, wdrażana w ciągu półwiecza przez totalitarny reżim ZSRS, bazująca na elementach kultury rosyjskiej i rosyjskim języku, w warunkach zniknięcia własnych elit społecznych, jak się wydaje zadała potężny, bardzo trudny do odrobienia cios miejscowej polskości reprezentowanej dzisiaj najczęściej już tylko przez doły społeczne. Rozegrał się tu i rozgrywa nadal ponury dramat wykorzeniania z kultury polskiej następnych pokoleń, które przychodziły na świat w latach powojennych.
Jak odnotował wspominany wyżej ks. Profesor Roman Dzwonkowski "pełne szczerych uczuć wypowiedzi starszego pokolenia, przepełnione żalem z powodu braku języka polskiego w nauczaniu młodzieży, mają w większości wypadków charakter deklaratywny, a wyrażane w nich uczucia z reguły nie przekładają się na polskie wychowanie patriotyczne młodego pokolenia we własnym domu".
Zapewne dzieje się tak i dlatego, że są to ludzie prości, których horyzonty zazwyczaj wyznacza wyłącznie troska o byt codzienny i zwyczajny utylitaryzm, a imponderabilia (wyjątek stanowi religia) nie odgrywają aż tak ważnej roli. Mimo wysiłku działaczy polskich na Białorusi w ciągu ostatnich kilkunastu lat nie udało się stworzyć solidnych podwalin odrodzenia polskości. Korzysta z tego rosyjskojęzyczna formacja postkomunistyczna skupiona wokół Łukaszenki, która w ostatnich czasach starała się wyeliminować Związek Polaków na Białorusi, jako istotny czynnik, który mógłby kierować się własną niezależną inicjatywą, uchylając się od państwowej kontroli. W ten sposób zostały po części zaprzepaszczone i tak skromne, jak dotychczas, wyniki jego kilkunastoletniej działalności.
W takiej sytuacji Kościół pozostaje jedyną płaszczyzną gdzie Polacy wszystkich generacji mogą publicznie słuchać języka polskiego i po polsku się modlić. Dla przetrwania polskiej przynależności narodowej i zachowania języka polskiego Kościół rzymskokatolicki nadal posiada kluczowe znaczenie. Jeżeli wyrzeknie się tego języka przypuszczalnie zada tym samym poważny, i być może ostateczny cios sprawie polskiej na Białorusi, łącznie nawet z Grodzieńszczyzną, gdzie miałaby ona duże szanse przetrwania ze względu na istniejące tam największe skupisko Polaków w tym kraju.
Jak można zauważyć, badając kwestię polską w Republice Białoruś tamtejsi księża katoliccy w większości przypadków unikają kontaktów z polskimi stowarzyszeniami. Jest to wynikiem nowej polityki Kościoła w dziedzinie językowej. Księża zapytywani o tą sprawę najczęściej odpowiadają, iż nie jest zadaniem Kościoła dbanie o tożsamość narodową wiernych. Taka reakcja miałaby znamiona jakiejś logiki gdyby lansowany coraz to szerzej w Kościele język białoruski rzeczywiście był używany przez tamtejszy ogół. Tymczasem jest inaczej. Powszechnie znanym i używanym językiem w miastach na Białorusi jest język rosyjski, a na wsiach tzw. język "prosty" w rożnych lokalnych odmianach. Natomiast białoruskim posługuje się tylko część narodowo nastawionych Białorusinów oraz młodzież, która uczy się go dopiero w szkołach. W takiej sytuacji Kościół lansując białoruszczyznę bierze czynny udział w procesie tworzenia tożsamości białoruskiej co przeczy jego deklarowanej, jak wyżej zauważono, narodowej neutralności. W rzeczywistości nie tu należy szukać logiki Kościoła. Polega ona bowiem na opowiadaniu się po stronie silniejszego. W istniejących warunkach na Białorusi może się wydawać, że przyszłość należy do białoruszczyzny, chociaż jakie będą szanse tego języka w przyszłości tego nie możemy być pewni.
Wracając do badań księdza profesora Romana Dzwonkowskiego i jego współpracowników warto przytoczyć jeszcze jedną ich opinię o kondycji i perspektywach polskości na Białorusi. Piszą oni "jednostronne programy szkolne (nadal przesycone zaleganiem sowietyzmu oraz cechujące się fałszowaniem historii B.G.), poszerzający się brak języka polskiego w Kościele, brak dostępu do niezależnej myśli politycznej, Traktowanie w Polsce Polaków z Białorusi, jako "Ruskich" (co jest wynikiem narosłych przez lata różnic mentalnych i cywilizacyjnych po obu stronach obecnej granicy polsko-białoruskiej B.G.) nie pozwalają nawet przy najlepszej woli rodziców, by młode pokolenie mogło zdobywać świadomość polskiej przynależności narodowej". Jesteśmy więc świadkami zapaści!!!
Podobnie jak ks. Dzwonkowski działający w Polsce jako naukowiec zatrudniony na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, problemy zagrożenia polskości na Białorusi , widzą niektórzy miejscowi księża, urodzeni tam i sprawujący funkcje duszpasterskie. Jeden z nich ks. Jan Puzyna proboszcz w Oszmianie w rozmowie z autorem niniejszego artykułu prognozuje, iż przy istniejących obecnie warunkach, miejscowa polskość nie przetrwa nawet pięćdzięciu lat. On sam jest autorem wygłoszonego w Szczecinie referatu zatytułowanego "Duszpasterstwo Polaków na Białorusi - dzisiaj i jutro", gdzie zwraca uwagę na tendencje do dyskryminowania języka polskiego w kościołach na Białorusi co w przyszłości może zaowocować fatalnymi skutkami. Referat ks. Jana Puzyny dotychczas nie publikowany drukiem zostanie opublikowany w Polsce w innym terminie i na innym miejscu. Stanowi on ważne świadectwo, iż opisywana tu językowa polityka Kościoła na dawnych polskich Kresach Wschodnich budzi także troskę i wśród niektórych duchownych.
Referat jest dlatego bardzo pożytecznym głosem w jakże potrzebnej przecież dyskusji wokół wypracowania odpowiednich koncepcji i programu działań na rzecz wspierania polskości na Białorusi i zarazem kolejnym ostrzeżeniem przed skutkami białorutenizacji liturgii i języka kazań. Skutki te mogą być już nie do odrobienia!
Zamykając niniejsze refleksje, będące plonem podróży autora po Białorusi, trzeba postawić jeszcze jedno ważne pytanie: o jaką liczbę ludzi toczy się ta cicha walka. Jak już podano wyżej spis ludności przeprowadzony w 1999 roku mówi o 395 000 Polaków zamieszkujących na Białorusi z czego na Grodzieńszczyznę przypada ich 294 000. Jest oczywiście kwestią otwartą czy liczby te odpowiadają rzeczywistości? Wśród obserwatorów sytuacji na Białorusi SA i tacy, którzy mówią o 1,5 milionowej, a nawet i 2,0 milionowej populacji tamtejszych Polaków. Jest to liczba bardzo pokaźna, zważywszy fakt, że w większości plasuje się ona zaraz za naszą granicą. Ta ostatnia rachuba zapewne opiera się na przekonaniu, iż na Białorusi katolik to Polak. Przy obecnym stanie badań trudno jest zweryfikować takie szacunki. Problem wymaga jednak głębszej uwagi i wnikliwej analizy.
Bez wątpienia jest faktem, że przemierzając najgęściej zamieszkałe przez Polaków rejony Białorusi i odwiedzając tamtejsze cmentarze spotyka się na nagrobkach, i co jest warte podkreślenia nawet pochodzących z ostatnich lat, bardzo dużą przewagę napisów w języku polskim. Natomiast napisy cyrylicą na grobach katolickich stanowią tylko nieznaczną mniejszość. O braku edukacji tamtejszej ludności w zakresie języka polskiego świadczą występujące niekiedy rażące błędy ortograficzne w nagrobnych inskrypcjach. Tamtejsze cmentarze przemawiają swoim językiem i stanowią dobry materiał dowodowy na temat tożsamości narodowej okolicznych mieszkańców. Niezbicie widać, że na wsiach polszczyzna nadal się utrzymuje w sferze ducha chociaż została w bardzo dużej mierze wyeliminowana z obiegu praktycznego życia. Funkcjonuje ona tam gdzie rytuał i tradycja mają najwięcej do powiedzenia. Nie pozwólmy wiec jej umierać! Stała się ona ofiarą sowietyzacji i rusyfikacji przeprowadzanej przy zastosowaniu terroru przez państwo totalitarne. Jej obecny stan i zasięg jest widomym świadectwem niszczycielskich możliwości totalitaryzmu moskiewskiego w jego skrajnej- bolszewickiej postaci. Pamiętajmy też, że wszechwładne reżimy nie są wieczne a historia czasami przynosi niespodziewane zmiany, realizując to co wydawało się niemożliwym!
Prof. zw. dr hab. Bogumił Grott
Autor korzystał z poniższych pozycji oraz zawartej w nich pozostałej literatury przedmiotu:
Grażyna Lipińska, Jeśli zapomnę o nich..., Warszawa 1990;
Roman Dzwonkowski, Oleg Gorbaniuk, Julia Gorbaniuk, Postawy katolików obrządku łacińskiego na Białorusi wobec języka polskiego, Lublin 2004;
Tadeusz Gawin, Zwycięstwa i porażki, Białystok 2003.
październik 2007